Recesja gospodarcza, utrata 800 tys. miejsc pracy, wyższa inflacja, niższe pensje i spadek wartości nieruchomości znalazły się wśród najważniejszych ostrzeżeń w opublikowanym w poniedziałek rządowym raporcie o skutkach wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.
Według przygotowanej przez rząd analizy spadek PKB w przypadku tzw. Brexitu może sięgnąć nawet 6 proc., powodując jednocześnie obniżkę pensji, znaczny wzrost bezrobocia i istotne obniżenie wartości funta.
"Głos za wyjściem z UE spowodowałby natychmiastowy i głęboki wstrząs gospodarczy, tworząc warunki niestabilności i niepewności, które zostałyby wzmocnione przez skomplikowane negocjacje handlowe. Głównym wnioskiem płynącym z analizy jest ocena, że skutkiem tego wstrząsu byłoby wepchnięcie W. Brytanii w recesję i nagły wzrost bezrobocia" - ocenili autorzy raportu.
Cameron argumentował, że w świetle tych danych głosowanie za pozostaniem w UE jest "moralnym wyborem". Zasugerował, że głos za opuszczeniem Wspólnoty będzie zaprzepaszczeniem całego wysiłku na rzecz naprawy brytyjskiej gospodarki po globalnym kryzysie finansowym z 2008 roku. "Zaledwie osiem lat temu Wielka Brytania znalazła się w najgłębszej recesji, jaką widzieliśmy od drugiej wojny światowej. Każdy region naszego kraju na tym cierpiał. Brytyjczycy pracowali ciężko, aby przywrócić nas na ścieżkę wzrostu gospodarczego - czy chcemy teraz to wszystko odrzucić?" - wtórował mu minister finansów Osborne.
To drugi rządowy raport na temat gospodarczych konsekwencji ewentualnego Brexitu opublikowany w trakcie kampanii przed czerwcowym referendum w sprawie dalszego członkostwa W. Brytanii w UE; wcześniejszy dokument sugerował m.in., że koszt wyjścia to ponad 4 tys. funtów straty dla każdego gospodarstwa domowego.
Poniedziałkowy raport został przyjęty dość krytycznie - wielu dziennikarzy i zwolenników Brexitu wytykało, że część założeń, na których opierają się obliczenia, jest wyjątkowo pesymistycznych. "Wiele z tej tak zwanej prognozy opiera się na kwestii zaufania biznesu do brytyjskiej gospodarki, a obecny rząd robi wiele, aby to zaufanie ucierpiało" - tłumaczył b. minister finansów, konserwatysta Norman Lamont.
Dokument skrytykował również były mer Londynu, Boris Johnson, który objeżdża obecnie kraj i namawia wyborców do głosowania za Brexitem. Charyzmatyczny polityk, który jest jednym z kandydatów do zastąpienia Camerona na stanowisku szefa rządu w przypadku Brexitu, nazwał dokument "propagandowym" i próbą zastraszenia wyborców.
Cameron zmierzył się również w poniedziałek z niespodziewaną krytyką ze strony swojego byłego doradcy, Stevena Hiltona, który argumentował na łamach tabloidu "Daily Mail", że ze względu na członkostwo w UE "Wielką Brytanią praktycznie nie da się rządzić".
Hilton skrytykował proces renegocjacji pozycji Londynu w UE, nazywając go "skromnym". Podkreślił, że w czasie pracy w kancelarii premiera odkrył, jak niewielki wpływ ma brytyjski rząd na niektóre obszary rządzenia krajem. "Poprosiłem o szczegółowy audyt, z którego wynikało, że zaledwie 30 proc. działań rządu było związanych z tym, co mieliśmy robić - cała reszta była generowana przez służbę cywilną, w większości za pomocą kolejnych dokumentów z UE" - napisał Hilton.
"Unia Europejska stała się tak skomplikowana, tajemnicza i niezrozumiała, że pozostaje to poza zasięgiem jakiegokolwiek brytyjskiego rządu, aby wykorzystać jej mechanizmy do naszych potrzeb" - ocenił, opowiadając się po stronie zwolenników wyjścia ze Wspólnoty.
Pytany przez dziennikarzy o komentarz do tekstu, Cameron odparł, że za pozostaniem w UE przemawiają m.in. analizy rządu, Banku Anglii, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). "Myślę, że takie dowody są znacznie ważniejsze niż opinia takiej lub innej pojedynczej osoby" - ocenił Cameron.
Brytyjskie referendum w sprawie dalszego członkostwa w UE odbędzie się 23 czerwca. Dotychczasowe sondaże wskazują na lekką przewagę zwolenników pozostania we Wspólnocie.