Ekspert: Unia Europejska potrzebuje Polski

Ekspert: Unia Europejska potrzebuje Polski
Fot. Adobe Stock. Data dodania: 20 września 2022

Unia potrzebuje Polski - jako jednego z sześciu największych krajów - do pomyślnego przeprowadzenia reformy, która ją czeka; dlatego ostatnie decyzje KE - dla nas niekorzystne - są niebezpieczne także dla całej wspólnoty, bo mogą grozić paraliżem decyzyjnym - mówi PAP Marcin Kędzierski, dyrektor programowy Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.

Jak ostatnie wydarzenia wokół Polski na arenie europejskiej - m.in. wtorkowa debata w Parlamencie Europejskim oraz wcześniejsze wszczęcie wobec Polski przez Komisję Europejską procedury ochrony praworządności - mogą wpłynąć na rozwój sytuacji w UE i na spory o jej przyszły kształt instytucjonalny?

- Zacznijmy od tego, że Unia znajduje się dziś w wielopłaszczyznowym kryzysie. Mamy kryzys konstrukcyjny integracji europejskiej i postulaty jej "poluzowania" wysuwane przez brytyjskiego premiera Davida Camerona, niezażegnany jeszcze kryzys gospodarczy w strefie euro oraz kryzys bezpieczeństwa, którego przejawem jest m.in. kryzys migracyjny. Te trzy elementy składają się na najpoważniejsze załamanie projektu europejskiego od początku jego istnienia. Jeśli można mówić o dwóch rodzajach kryzysów - o kryzysach w obrębie danego systemu, które można rozwiązać poprzez standardowe mechanizmy zarządzania kryzysowego, i kryzysach systemu jako takiego, to w Unii dziś mamy zdecydowanie do czynienia z tym drugim. To sytuacja, w której tradycyjne rozwiązania przestają działać i nie wiemy do końca, jak Unia sobie ma z tym poradzić.

Jak wpisuje się w tę sytuację konflikt "polsko-europejski"?

- Polska, jako szósty największy kraj Unii, jest niezbędna do skutecznego wynegocjowania i przeprowadzenia nieuniknionej w najbliższym czasie reformy UE. Unia nie może sobie w tej sytuacji pozwolić na otwarty konflikt z Polską. Ostatnie decyzje KE jawią się w tym kontekście jako nieprzemyślane. One oczywiście wpływają negatywnie na pozycję naszego kraju, ale jeszcze bardziej niebezpieczne są dla Unii Europejskiej, której grozi paraliż decyzyjny w czasie, gdy reforma może okazać się dla niej sprawą życia i śmierci.

A może działania KE da się jednak racjonalnie wyjaśnić? Np. poseł PiS Ryszard Legutko przekonywał podczas debaty w europarlamencie, że wdrożenie procedury ochrony praworządności ma na celu stworzenie precedensu i uzyskanie przez Komisję nowych kompetencji, które nie przysługują jej na mocy traktatów.

- Zgadzam się z Legutką o tyle, że procedura rzeczywiście rodzi według mnie wątpliwości, nie jest do końca umocowana w traktatach. Jest też faktyczny problem elastyczności reguł i walki poszczególnych instytucji wspólnotowych o wpływy. Teoretycznie traktat lizboński wzmocnić miał przede wszystkim znaczenie instytucji wspólnotowych - PE i Komisji. Ale praktyka poszła w zupełnie innym kierunku. Kluczową rolę zaczęła w ostatnich latach odgrywać Rada, czyli instytucja międzyrządowa, w której dominują największe państwa, w tym przede wszystkim Niemcy, a nie Komisja czy PE (które zresztą także coraz częściej realizują interesy narodowe, a nie wspólnotowe). Układ instytucjonalny UE jest elastyczny, decydujące dla jego kształtu jest "instytucjonalne przeciąganie liny". Ten spór kompetencyjny pomiędzy Radą a Komisją trwa, a w okresie poprzedzającym reformę UE naturalne jest jego nasilenie, bo poszczególne podmioty chcą zademonstrować swoją siłę i znaczenie, żeby wywalczyć pozycję w odnowionej UE. W tym kontekście działania Komisji mogą być zrozumiałe, ale z perspektywy całego projektu europejskiego są one nieprzemyślane. Tym bardziej, że Komisja w przeszłości miała na celu obronę słabszych, a nie reprezentowanie silniejszych.

Czy ten specyficzny rodzaj "iskrzenia" pomiędzy instytucjami wspólnotowymi a państwami członkowskimi - ostatnio Polską, wcześniej Węgrami - związany z przestrzeganiem krajowych przepisów, zmianami polityczno-ustrojowymi i przestrzeganiem europejskich wartości nie jest też objawem narastania problemu "Europy dwóch prędkości"? O "podwójnych standardach" unijnych instytucji czy wręcz "członkostwie dwóch kategorii" mówili w kontekście ostatnich wydarzeń polscy politycy związani zarówno z obozem rządzącym, jak i opozycją.

- Uważam, że to nie jest prawidłowa diagnoza, bo my nie mamy do czynienia z Europą dwóch prędkości - tych prędkości jest już wyraźnie więcej. Ponadto, problem asymetrii czy nierównego traktowania nie jest w UE niczym nowym; występuje od kilku, jeśli nie kilkunastu lat. Przypomnę, że od 2003 r. obowiązuje Pakt stabilności i wzrostu, który wprowadził kary za przekroczenie unijnych kryteriów maksymalnego deficytu budżetowego i zadłużenia publicznego. Kary nie były jednak stosowane w stosunku do Francji czy Niemiec, które w tym okresie regularnie przekraczały kryteria, a były egzekwowane w stosunku do mniejszych państw.

Problem, z którym mamy do czynienia teraz na świecie, to w istocie dwa równoległe zjawiska. Po pierwsze, współczesny system demokratyczny przekazuje wiele kompetencji do instytucji o charakterze merytokratycznym, takich jak Bank Centralny czy Rada Polityki Pieniężnej. Jednocześnie jednak te pozbawione legitymizacji demokratycznego mandatu instytucje podlegają ideologizacji i wpływowi interesów grupowych. Efektem jest sprzeciw demosu.

To mechanizm, którego polski spór o TK jest jednym z - licznych - przykładów, i który nie daje się sprowadzić do polityki rządu w Warszawie czy Budapeszcie. Jeśli zbadamy protesty francuskiego Frontu Narodowego przeciwko imigrantom, brytyjski bunt przeciw UE, sprzeciw rządu greckiej Syrizy wobec polityk narzucanych mu przez instytucje finansowe, a nawet antyregulacyjne postulaty Donalda Trumpa w prezydenckich prawyborach Partii Republikańskiej w Stanach Zjednoczonych, to zobaczymy, że mają one pewien istotny wspólny mianownik - krytykę technokracji oraz chęć powrotu do mechanizmów demokratycznej odpowiedzialności i obywatelskiej partycypacji.

A drugie zjawisko?

- To rozpad głównego ośrodka władzy w UE, jakim był dawniej triumwirat niemiecko-francusko-brytyjski. Wobec osłabienia Francji i Wielkiej Brytanii wskutek kryzysu finansowego, Niemcy stali się unijnymi hegemonami - ale jest to hegemonia niechciana. W naturalny sposób pojawia się pytanie, kto może zrównoważyć siłę Berlina w Europie. Niemcy chcą wzmocnić w tym celu Francję, ale ze względu m.in. na problemy wewnętrzne nie jest ona już w stanie pełnić takiej funkcji. Z kolei Wielka Brytania jest już jedną nogą poza Unią. Dlatego paradoksalnie to Europa Środkowa mogłaby odegrać rolę równoważnika, choć wydaje się to z dzisiejszej perspektywy absolutne political fiction. Wymagałoby to bowiem zmiany sposobu myślenia elit niemieckich i odejścia od ich specjalnej relacji z Rosją, tego swoistego podejścia Russia first. To wielkie wyzwanie stojące przed polską dyplomacją. Czy osiągalne? W normalnej sytuacji nie, ale żyjemy w czasie geopolitycznego przesilenia, kiedy wiele rzeczy niespodziewanie staje się możliwe.

Jak wszystkie te problemy przełożyć się mogą na treść nieuniknionej - według pana - reformy instytucjonalnej UE i dalszą przyszłość projektu europejskiego?

- Trudno dziś powiedzieć, jaki kształt może przyjąć Unia po reformach. Brytyjczycy lobbują na rzecz wycofania się z projektu politycznej integracji Europy i wizji ograniczonej do Unii jako wspólnego rynku. Niemcy będą raczej ciągnęli UE w przeciwnym kierunku - dalszej, choć selektywnej integracji.

I kto wygra?

- Berlin jest dziś w bardzo trudnej sytuacji i rozpaczliwie potrzebuje sojuszników. Mówimy, że relacje polsko-niemieckie są trudne, ale pamiętajmy, że to nie w Polsce ukazuje się najwięcej artykułów przedstawiających Niemców jako nazistów, tylko w Grecji, we Włoszech, Hiszpanii czy Portugalii. Grono państw sprzyjających wizji UE według Niemiec ogranicza się obecnie w zasadzie do krajów skandynawskich i Austrii. Berlin nie może na dłuższą metę liczyć na wsparcie Francji, która już dziś stoi w rozkroku, ponieważ ma problem z imigrantami z jednej i rosnącą siłą Frontu Narodowego z drugiej strony. W tym kontekście prawdopodobne wydaje się, że górę w sporze o przyszłość UE wezmą zwolennicy jej dezintegracji. Nie należy wykluczać żadnego scenariusza, w tym najbardziej dla Polski negatywnego - scenariusza całkowitego rozpadu Unii.

Traktatów, które "zwijają" UE zamiast ją rozwijać, chyba jeszcze nie przerabialiśmy?

- Rzeczywiście - do tej pory było tak, że odpowiedzią na wszystkie problemy było: "więcej Unii", czyli "więcej integracji". Ten etap jest już za nami i raczej nie ma do niego powrotu. Przynajmniej nie w najbliższych latach.

Możliwa jest natomiast dalsza ewolucja w kierunku "UE wielu prędkości", podział Europy na podregiony, które będą zintegrowane w różnym stopniu. Pierwszą jaskółką tego typu modelu rozwoju był tzw. pakt fiskalny - niewpisany w porządek prawny UE, przyjęty jako umowa międzynarodowa pomiędzy 25 krajami (bo do paktu nie chciały przystąpić Wielka Brytania i Czechy). Teraz mówi się z kolei o "małym Schengen", czyli nowej umowie, która ma dotyczyć państw Beneluksu, Niemiec i Austrii. W ten sposób Unia, jaką znamy dzisiaj, zostanie stopniowo "rozmontowana". Będzie pogłębiona współpraca w ramach północnego rdzenia UE - Niemcy, Austria, Beneluks, państwa skandynawskie. Pytanie, gdzie w tym podziale Europy znajdzie się Polska. Dziś trudno byłoby jej do rdzenia dołączyć, ponieważ nie jest w strefie euro.

A "jedność europejska", której łamanie zarzuca się Polsce?

- Ten zarzut jest absurdalny, ale rozumiem, że po prostu ktoś musi zostać obarczony odpowiedzialnością za brak jedności. I wygodniej obarczyć nią Polskę czy Węgry niż Wielką Brytanię, Francję czy Niemcy. W interesie Polski jest to, żeby Unia się integrowała i żeby przeżyła ten kryzys. Ale to, jak będzie w praktyce, nie będzie zależeć od nas - na to jesteśmy wciąż za słabym graczem.
×

DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU JEST DOSTĘPNA DLA SUBSKRYBENTÓW STREFY PREMIUM PORTALU WNP.PL

lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie. Nie masz konta? Kliknij i załóż konto!

SŁOWA KLUCZOWE I ALERTY

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu

Podaj poprawny adres e-mail
W związku z bezpłatną subskrypcją zgadzam się na otrzymywanie na podany adres email informacji handlowych.
Informujemy, że dane przekazane w związku z zamówieniem newslettera będą przetwarzane zgodnie z Polityką Prywatności PTWP Online Sp. z o.o.

Usługa zostanie uruchomiania po kliknięciu w link aktywacyjny przesłany na podany adres email.

W każdej chwili możesz zrezygnować z otrzymywania newslettera i innych informacji.
Musisz zaznaczyć wymaganą zgodę

KOMENTARZE (0)

Do artykułu: Ekspert: Unia Europejska potrzebuje Polski

NEWSLETTER

Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

Polityka prywatności portali Grupy PTWP

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!