To byłaby prawdziwa rewolucja podatkowa, ale pytanie czy Polskę stać na wprowadzenie tak zwanego podatku estońskiego. Ministerstwo Finansów sprawdzi skutki dla budżetu, a fundacja Pomyśl o Przyszłości przekonuje, że nowa forma opodatkowania wpłynęłaby pozytywnie na rozwój polskiej gospodarki.
Jacek Kowalczyk ze wspierającej fundację firmy doradczej Grand Thornton wyjaśnia, że chodzi o to, by zysk w firmie wspierał jej inwestycje i napędzał jej rozwój.
- To jest trochę tak, jakby w inny niż się to proponuje sposób zrealizować hasło: cała Polska specjalną stefą ekonomiczną. Teraz jest tak, że jeśli moja firma, załóżmy, wypracuje 10 milionów zysku, to ja pod koniec roku muszę oddać dwa miliony podatku. Przy koncepcji podatku estońskiego mógłbym te całe 10 milionów zainwestować - mówi ekspert.
Ale są też minusy takiego rozwiązania. Jednym z nich jest prognozowany spadek wpływów do kasy państwa. Jak wskazuje Jacek Kowalczyk, mogłoby to nawet być 9,5 miliarda złotych rocznie. Ekspert przyznaje, że jest to poważny ubytek dla budżetu, ale z drugiej strony podatek estoński przyczyniłby się do przyspieszenia rozwoju polskich firm, więc można zakładać, że w pewnym momencie strata w kasie państwa mogłaby zacząć się rekompensować.
Eksperci wskazują też, że dodatkową zaletą podatku estońskiego byłoby uproszczenie systemu podatkowego.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Estońska recepta na sukces. Czy warto wprowadzić tzw. podatek estoński?