W niedzielę pierwsza tura wyborów prezydenckich we Francji. Mogą one przesądzić nie tylko o tym, kto będzie przez najbliższe pięć lat lokatorem Pałacu Elizejskiego, ale o przyszłości wspólnoty europejskiej. W skrajnie negatywnym scenariuszu czeka nas Frexit i katastrofa europejskiej gospodarki.
W wyborach prezydenckich startuje 11 kandydatów, ale liczy się czterech: liderka frontu narodowego Marine Le Pen, kandydat Partii Republikanie, były premier Francois Fillon, „niezależny” Emmanuel Macron i kandydat skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchon. W przeddzień wyborów nawet najwytrawniejsi analitycy polityczni nie podejmują się typować zwycięzcy - kandydaci idą łeb w łeb. W ostatnim przedwyborczym tygodniu różnice w poparciu między pierwszym a ostatnim kandydatem nie wynosiły 4 pkt proc., a więc ocierały się o granicę błędu statystycznego. W niedzielę możliwe są zatem wszystkie scenariusze. Łącznie z najgorszym, w którym do drugiej tury trafiają Le Pen i Melenchon. Każde z nich - przynajmniej według sondaży - przegrywa w drugiej turze z Fillonem lub Macronem. Jeśli jednak udałoby się tej „skrajnej dwójce” trafić do drugiej tury, Europa nie byłoby już taka sama.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Europa wstrzymuje oddech patrząc na wybory we Francji. Jakie mogą być ich skutki ekonomiczne?