Rozszerzanie Unii Europejskiej o kolejnych członków rodzi pytania o to, jak coraz bardziej złożona organizacja ma godzić wewnętrzne interesy, a jednocześnie mówić wspólnym językiem na zewnątrz.
Pierre Buhler, ambasador Francji w Polsce, przypomniał, że w 2013 r. nowym członkiem UE zostanie Chorwacja. Natomiast z siedmioma kolejnymi państwami, w tym najbardziej zaawansowane z Turcją, toczą się rozmowy na temat ich akcesji. Pozostałe to Albania, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Islandia, Macedonia, a także Serbia.
Zdaniem ambasadora - biorąc pod uwagę to, ile państw puka do drzwi Unii Europejskiej - wydaje się, że model UE wciąż jest bardzo atrakcyjny.
- W negocjacjach z potencjalnymi nowymi członkami nacisk jest kładziony na reformy oraz otwartość. Komisja Europejska musi być czujna nim pozwoli na akcesję; tempo rozszerzenia UE nie może wyprzedać kwestii merytorycznych - podkreślił Buhler.
W jego opinii, nie istnieje raczej takie zjawisko jak „zmęczenie rozszerzeniem UE”. Dodał, że jego dalszym etapem - po spełnieniu odpowiednich wymogów - mogą zostać objęte takie państwa jak Ukraina, Mołdawia czy Gruzja.
Z drugiej strony Buhler ponownie zaznaczył, że proces ten musi być prowadzony bez pośpiechu i zgodnie z procedurami, gdyż „sukno może się rozerwać”.
Jan Staniłko, członek zarządu Instytutu Sobieskiego, wskazał tymczasem, że im więcej członków będzie liczyła UE, tym trudniejszym będzie organizmem do zarządzania.
- Unia Europejska zawsze była w pewnym stopniu moderatorem, który temperował temperamenty narodowe. Jednak w historii to zawsze narody były tym dynamicznym kołem zamachowym - powiedział Staniłko.
Dodał, że obecnie ważnym pytaniem jest to, czy UE powinna się odwoływać się do struktur ponadnarodowych, czy pozwalać także na indywidualne rozwiązania swoim członkom.
W opinii Jana Staniłko, UE jako organizacja nie może mieć jednej, sztywnej strategii, ale luźną i elastyczną - dopasowaną do bardzo odmiennych potrzeb swoich członków.
Paweł Świeboda, prezes fundacji demosEUROPA, wśród kluczowych aspektów dotyczących przyszłości Unii Europejskiej, także w kontekście dalszego rozszerzenia, wskazał potrzebę zdefiniowania tego, jak UE chce się pozycjonować w skali globalnej.
Jego zdaniem, wydarzenia ostatnich lat pokazują, że potrzebna jest jej większa dyscyplina. Świeboda stwierdził, że przystąpienie do Unii Europejskiej w pewien sposób „usypia”.
Jako przykład podał znajdujące się w głębokim kryzysie gospodarki Grecji, Hiszpanii oraz Portugalii. Świeboda podkreślił, że te państwa zaprzepaściły swój wzrost poprzez nieodpowiednie wykorzystywanie środków unijnych, a także przekonanie, że nie będą miały problemów z dostępem do tanich kredytów.
Głębokiego kryzysu w ostatnich latach doświadczyła Estonia. Jednak jak zaznaczył Taavi Toom, ambasador Estonii w Polsce, ponad 80 proc. Estończyków jest zadowolonych z przystąpienia swojego kraju do UE. Zdecydowana większość popiera także udział w strefie euro.
Ambasador podkreślił, że Estonia z powodów historycznych bardzo mocno popiera dalsze rozszerzenie UE. Toom dodał także, że w tym kontekście nie powinno rysować się sztucznych granic kontynentu europejskiego, gdyż integracja może sięgać dalej.
Wskazał przy tym, że położenie geograficzne nie jest kluczowe, bo choć przykładowo Białoruś leży w Europie, to poprzez niedemokratyczny model państwa nie przystaje do europejskich standardów.
Podczas dyskusji akcentowano także aspekt rozszerzenia UE w kontekście stosunków z Rosją. Jak powiedział Paweł Świeboda, 20 lat temu Europa i Rosja „miały marzenie, że razem będą w jednym europejskim domu”.
Dodał, że ten kierunek uległ zmianie po objęciu władzy przez Władimira Putina i obecna stosunki opierają się raczej na „warunkach kontraktowych”. Natomiast Pierre Buhler podkreślił, że UE potrzebuje spójnej polityki wobec Rosji, gdyż Rosja wykorzystuje możliwości antagonizowania przeciwko sobie poszczególnych krajów.
W aspekcie rosyjskim do początków UE sięgnął Jan Staniłko. Jak wskazał, u swej genezy był to także projekt zimnowojenny, który miał równoważyć blok wschodni. W jego opinii UE, która została zbudowana pod militarnym parasolem USA, nigdy nie przezwyciężyła swojego defensywnego charakteru.
Staniłko podkreślił, że Europa będzie niedojrzała geopolitycznie, dopóki jej terenu nie opuszczą amerykańskie wojska. Zaznaczył przy tym, że taki scenariusz jest możliwy przy słabnącej kondycji finansowej USA, a gdyby stało się to obecnie, to Europa - bez spójnej polityki obronnej - praktycznie pozostałaby bezbronna.
Tymczasem Staniłko wskazał, że Rosja utrzymuje swoją ekspansywność w polityce energetycznej, podczas gdy UE koncentruje się na kosztownej polityce klimatycznej. Dodał, że UE powinna połączyć swoją infrastrukturę energetyczną i stworzyć unijny, wspólny rynek, którego Rosja będzie uczestnikiem, ale nie rozgrywającym.
Również Taavi Toom podkreślił kluczową rolę rozwoju unijnej infrastruktury, która połączy takie „wyspy energetyczne” jak m.in. kraje nadbałtyckie z resztą UE. Ambasador ocenił, że zapewne Rosja nigdy nie stanie się członkiem Unii Europejskiej, dlatego stosunki z nią muszą być zdefiniowane na konkretnych zasadach, gdyż UE dobrze potrafi wykorzystywać słabości UE.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Gdzie Unia Europejska powinna mieć swoje granice