Zmienia się model zagranicznych inwestycji w Polsce, zmieni się także forma pomocy publicznej, na którą mogą liczyć zagraniczni przedsiębiorcy -; to najważniejsza myśl debaty poświęconej temu tematowi podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
Agencja zajmuje się obecnie 159 projektami. To dwa razy więcej niż w maju ubiegłego roku. Są jednak projekty o mniejszej wartości niż jeszcze kilka lat temu. To efekt tego, że inwestorzy nie planują budowy dużych obiektów (fabryk) od podstaw. Myślą o mniejszych przedsięwzięciach lub powiększaniu już istniejących.
Coraz mniejsze znaczenie przy podejmowaniu decyzji o ulokowaniu działalności w Polsce mają niskie koszty pracy. - Nasze zakłady w Chinach mają pięć razy mniejsze koszty, w Meksyku - trzy razy, a mimo to firma pięć lat temu postanowiła zbudować zakład w Polsce - powiedział Sławomir Szpak, dyrektor katowickiego oddziału Rockwell Automation. - Co więcej, w lutym tego roku zdecydowano o rozbudowie o 50 proc.
Zdaniem Szpaka, kluczowy dla sprawy jest kapitał ludzki i chemia, jaka wytwarza się między pracownikami, którzy dbają o utrzymanie wysokiej jakości pracy. Efekt jest taki, że kiedy ta międzynarodowa korporacja ma zrealizować trudny projekt, kieruje go do Polski, bo wie, że Polacy sprostają zadaniu.
Na znaczenie ludzi, jako czynnika, który przyciąga do Polski zagranicznych inwestorów wskazał Paweł Barański z firmy doradczej KPMG. Czy w związku z otwarciem dla polskich pracowników granic Niemiec, polski rynek pracy nie straci najlepszych specjalistów. – Nie takiej obawy. Exodusu nie będzie – zauważył ekspert. Podobnego zdania był Remi Adekoya z Warsaw Business Journal.
Ważna jest także skala polskiego rynku wewnętrznego oraz dobre. Zwrócił na to uwagę Donato di Gilio, prezes Włoskiej Izby Handlowo-Przemysłowej w Polsce.
- To wszystkie argumenty są drugorzędne - stwierdził Windham Loopesko, biznesmen z USA. - Tak naprawdę chodzi o to, żeby czerpać z biznesu przyjemność. W Polsce jest to możliwe. Wskaźniki finansowe, którymi podpierają się ekonomiści, to tylko zasłona dymna.
W debacie wzięło udział dwoje samorządowców: Aleksandra Gajewska-Przydryga, wicemarszałek województwa śląskiego i Mieczysław Kieca, prezydent Wodzisławia Śląskiego.
- Naszym zadaniem jest ułatwić zagranicznym inwestorom poruszanie się młodej polskiej demokracji - stwierdziła pani marszałek. - W poprzednich latach samorząd województwa zrobił w tym zakresie wiele dobrego. Na pewno nowy zarząd, w skład którego wchodzę, będzie te działania rozwijał.
- Oczywiście, ważna jest forma kontaktu z inwestorem, ale pierwszym krokiem w myśleniu o zagranicznych inwestycjach jest analiza swoich mocnych i słabych stron. Trzeba wiedzieć, co można zaoferować - stwierdził prezydent Wodzisławia Śląskiego.
Piotr Wojaczek, prezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, prowadzący debatę, powiedział, że Polska jest tylko przystankiem dla zagranicznych firm. – Ale kiedy one odejdą, to inna sprawa. Dlatego trzeba stosować politykę ich zakotwiczania – zaapelował.
Sposobem na to powinna być opieka poinwestycyjna. Mają się nią zająć pracownicy PAIiIZ. Ich zdaniem będzie pomoc w rozwiązywaniu bieżących problemów inwestorów.
Terasa Korycińska z Ministerstwa Gospodarki przyznała, że zmienia się model wsparcia inwestycji zagranicznych. Z czasem państwo nie będzie mogło wspierać biznesu przez udzielanie zwolnień podatkowych. Dąży do tego unijna legislacja. Unia pomagać będzie za to innowacyjnym przedsięwzięciom, np. klastrom.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Inwestycje zagraniczne w Polsce: mniejsze, ale liczniejsze