Władze w Bagdadzie chciały kupić od nas uzbrojenie, maszyny rolnicze, a nawet przetwórnię mleka. Proponowały też objęcie protektoratem gospodarczym jednej z prowincji. Polski rząd wykazał małe zainteresowanie.
Najpoważniej wyglądała sprawa kontraktu na sprzęt wojskowy. Irakijczycy chcieli kupić kilkaset kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, czołgów T-72 oraz samochodów pancernych Dzik. Oprócz tego proponowali, aby Polacy dostarczali im traktory i inne maszyny rolnicze oraz wybudowali fabrykę mleka w proszku. Irakijczycy sugerowali, że część sprzętu mogłaby być dostarczana do sąsiedniego, bezpieczniejszego Kuwejtu - czytamy w "Rz".
Bagdad oczekiwał szybkiej odpowiedzi – na niektóre propozycje nawet w ciągu dwóch tygodni.
Po powrocie z Iraku o propozycjach Stasiak poinformował rząd. Według BBN ministrowie rządu Donalda Tuska mieli wtedy zapewniać o swoim zainteresowaniu. Dziś się okazuje, że choć czas naglił, odpowiedź dla Irakijczyków okazała się więcej niż skromna. Jedynie wiceszef MSWiA Adam Rapacki przedstawił ofertę szkolenia irackich policjantów w ośrodku w Szczytnie - napisała "Rzeczpospolita".
Polskie zakłady zbrojeniowe oficjalnie nic nie wiedzą o propozycjach z Bagdadu. - Docierają do nas różne sygnały, jednak dotąd nie poznaliśmy żadnych konkretów - podkreśla Wojciech Patoła, prezes Zakładów Mechanicznych Bumar-Łabędy, producenta czołgów. W podobnym tonie wypowiada się Jarosław Stachowski, prezes zarządu AMZ Kutno, producenta Dzików.
MON twierdzi, że nie zlekceważyło irackich propozycji. - Odesłaliśmy je do Bumaru i Siemianowic Śląskich - zapewnia "Rzeczpospolitą" płk Cezary Siemion, dyrektor Departamentu Prasowo-Informacyjnego ministerstwa.
Tymczasem interesy z Irakiem robią kraje takie jak Niemcy czy Francja, które nie wspierały Stanów Zjednoczonych w wojnie z Husajnem
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Irak bez polskich inwestycji