Firmy zaopatrujące szpitale w sprzęt medyczny skarżą się, że placówki ochrony zdrowia ich kosztem ratują własne budżety. Sposobów mają wiele, ale cel jeden - dostać zamówiony towar i jak najmniej zapłacić, a najlepiej wcale.
Inaczej bywa w dużych placówkach. - Można niestety coraz częściej zaobserwować, że publiczne szpitale z powodu braku środków na bieżącą działalność szukają alternatywnych możliwości finansowania. Ostatnio bardzo popularną metodą stało się skrupulatne wymierzanie kar dostawcom m.in. sprzętu medycznego - mówi nam Paweł Ossowski, ekspert branży wyrobów medycznych, Business Development Manager w Górnośląskiej Centrali Zaopatrzenia Medycznego ZARYS.
Kara umowna wyższa niż wartość umowy
- Coraz częściej spotykane są na przykład klauzule, które mówią o naliczaniu kar od wartości umowy, a nie od wartości niezrealizowanego zamówienia. Może to doprowadzić do niebezpiecznych i patologicznych sytuacji, kiedy z umowy opiewającej np. na kwotę 1 miliona złotych i zawierającej kilkadziesiąt pozycji, z zamówienia nie zostanie zrealizowana, z różnych przyczyn, jedna pozycja asortymentowa o wartości kilkudziesięciu złotych, a szpital i tak naliczy codziennie karę 0,5% od wartości całej umowy, czyli kilkadziesiąt tysięcy złotych. Takie kuriozalne sytuacje miały już miejsce - informuje Ossowski.
Wskazuje, że nie pozostaje wtedy nic innego, jak odwołać się do sądu z wnioskiem o miarkowanie kary, bo w przeciwnym razie dostawcy grozi bankructwo.
Byle więcej, byle drożej…
Kolejną praktyką stosowaną przez niektóre szpitale jest sztuczne zawyżanie wartości umowy. Przykładowo, szpital zużywa określonego asortymentu za 200 tys. zł rocznie, natomiast rozpisuje przetarg na wartość dwa razy wyższą (nie musi przy tym zabezpieczać środków, bo płaci się za otrzymany towar). Po co to wszytko? Żeby w razie niewywiązywania się z umowy można było naliczać wyższe kary umowne.
Jeśli dostawca w terminie zrealizuje zamówienie w wielkości realnie potrzebnej szpitalowi, kary mu nie grożą. Zostaje mu jednak nadwyżka towaru, którego zamawiający ostatecznie nie wziął. Jeśli są to popularne produkty, można je szybko sprzedać innej placówce. Gorzej, gdy chodzi o asortyment specjalistyczny. Wtedy magazyny zapełniają się niechodliwym towarem. Nie są to nagminne przypadki, ale zdarzają się.
Bez kruczków, a jednak korzystnie
Generalnie, im mniej szczegółowo opisany jest przetarg, tym mniej w nim kruczków i haków, tym więcej dostawców chce i może w nim uczestniczyć. A to przekłada się już bezpośrednio na cenę zakupu.
Związek jest następujący: jeśli w postępowaniu przetargowym wyłonionych zostaje co najmniej 3 oferentów, zamawiający może zorganizować internetową aukcję (prowadzi je np. Szpital Uniwersytecki w Krakowie). Jest transparentna i nie pozwala na nieczyste zagrywki. W jej efekcie szpital składający duże zamówienie (np. na strzykawki czy materiały opatrunkowe) uzyskuje najlepszą cenę, bo między oferentami toczy się otwarta walka o każdy grosz. Wabi ich skala zamówienia. W zestawieniu z dużymi obrotami, mniejsze znaczenie ma dla nich cena jednostkowa.
W każdym razie i bez uciekania się do przeróżnych machinacji szpital może uzyskać cenę, która korzystnie przełoży się na jego sytuację finansową.
Więcej na portalu RynekZdrowia.pl
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Jak szpitale zarabiają na karach umownych