Samorządy obniżają podatki, by przyciągać biznes. Ale czy to skuteczne i jedyne narzędzie uatrakcyjnienia się w oczach przedsiębiorców?
- Przeprowadziliśmy analizę skutków zwolnień w podatkach od nieruchomości wprowadzonych w Wodzisławiu Śląskim od 2007 r. Okazało się, że ze zwolnień za miejsca pracy przez sześć lat skorzystały trzy firmy. Ze zwolnień w zamian za odnowienie elewacji, które obowiązują u nas od trzech lat, skorzystało dwadzieścia firm - wylicza Mirosław Kieca, prezydent Wodzisławia. - Pierwsze obniżki wprowadziliśmy odgórnie, a te za elewacje jako odpowiedź na propozycje przedsiębiorców - dodaje.
Warto więc szukać porozumienia, by nie uszczęśliwiać nikogo na siłę i to jeszcze własnym kosztem.
- Zwolnienia pomagają danej konkretnej firmie, ale samorządy muszą pamiętać o swoich wpływach i że nie mogą wydawać więcej, niż mają. Zastanówmy się wspólnie, czy firmy oczekują zwolnień, czy nie lepiej pobrane podatki zainwestować w coś (np. w infrastrukturę), z czego skorzysta więcej firm - kontynuuje Kieca.
Dialog z firmami sprawdził się także w Bytomiu.
- Bytom borykał się z czarnym PR - miasta, w którym zamknięto kopalnie i zaraz się zapadnie pod ziemię. Zaczęliśmy od komunikowania się z biznesem i odpowiadania na jego zapotrzebowanie od razu, by nie czekać aż firmy będą potrzebować wsparcia, bo grozi im upadłość. Efekt - projekty dedykowane, jak bytomska strefa aktywności gospodarczej. Podatki to jeden kierunek, projekty dedykowane - drugi - mówi Michał Dąbrowski, prezes Bytomskiej Strefy Aktywności Gospodarczej.
Nie tylko specjalne strefy ekonomiczne przyciągają jak magnes, coraz częściej przedsiębiorcy szukają miast ze strefami aktywności gospodarczej. Praktyka pokazuje też, że przedsiębiorcy, wybierając daną lokalizację, kierują się otwartością urzędników i przyjazną atmosferą dla biznesu.
- Dla inwestora ważne jest to, jak długo będzie czekał na pozwolenie na budowę, czy decyzję środowiskowa dostanie w najkrótszym terminie, a potem dopiero, czy na danym terenie jest studium zagospodarowania, czy tereny są uzbrojone - twierdzi Dawid Kostempski, prezydent Świętochłowic, przewodniczący Górnośląskiego Związku Metropolitalnego.
Ogólnie jednak z porozumieniem na linii władze lokalne - lokalny biznes bywa różnie.
- Tam, gdzie są silne izby gospodarcze, tam współpraca z samorządami jest. Często jednak kontakty są spersonalizowane, bo prezes izby jest znany i operatywny. Tylko że po zmianie władzy w mieście wszystko się może zmienić - zauważa Tadeusz Donocik, prezes Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach.
Proponuje, by organizacji przedsiębiorców miały w ustawie kompetencje do obligatoryjnego opiniowania aktów prawnych i fiskalnych od tych lokalnych po ustawy.
Zarówno samorządy, jak i przedsiębiorcy podsumowują uprzednią perspektywę unijną i liczą na pieniądze z nowej siedmiolatki. W poprzedniej nie udało się ustrzec błędów.
- Polska i unia popełniła błędy - uważa Przemysław Andrzejak, prezes Łódzkiej Agencji Rozwoju Regionalnego. - Wprawdzie każdy region ma swoją specjalizację, ale to biznes powinien mówić, jakiej specjalizacji potrzebuje i na tym budować zapotrzebowanie regionalne na projekty. W mijającej perspektywie wydaliśmy 2 mld zł, ale widzieliśmy też wiele dziwnych konkursów szkoleń za unijne pieniądze na wózki widłowe - kontynuuje.
Samorządy jednak przede wszystkim sięgały po pieniądze na tzw. twarde inwestycje i nadal najchętniej tak inwestowałyby unijną kasę.
- Pieniądze na infrastrukturę nie zostały zmarnowane, takie były potrzeby i dalej mamy zaległości - podkreśla Waldemar Sokołowski, prezes spółki Rzetelna Firma. - Widać że potrzeby są jeszcze duże, ale bez inwestowania w rozwój i nowoczesność staniemy się gospodarka wtórną, odtwórczą. Jeśli chcemy przyspieszyć, musimy dorównać innym gospodarkom - dodaje.
Rozwiązaniem dla coraz bardziej ściśniętych budżetów gmin jest PPP. Potrzebny jest jednak transparentny podział ryzyka i zrozumienie dla przedsiębiorcy, który wykłada pieniądze.
- Jeśli przedsiębiorca wykłada pieniądze, jego celem zawsze będzie zysk. Stopa zwrotu, owszem może być dłuższa, ale musi być wyliczalna - przypomina Donocik. - A miejscy radni często wychodzą z założenia, że jeśli wchodzi prywaciarz, to jest tak bogaty, że już nic nie musi zarobić. Problemy we wzajemnym zrozumieniu to powód, dla którego na wszelki wypadek w PPP się nie wchodziło.
Z kolei przedsiębiorcy obawiają się urzędowej machiny i spełniania różnych papierkowych formalności. Do tego często nie jest jasne, jaki zysk to przyniesie.
- Dopóki nie mam jasnego przekazu, ile mogę zarobić, nie będę tego robił, bo mogę gdzie indziej ulokować swój kapitał - argumentuje Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów.
- PPP nie należy się bać, ale potrzeba zmiany mentalności. Projekt musi się opłacać biznesowo. W samorządach uczmy się od biznesu myślenia biznesowego, by wydane pieniądze stały się siłą napędową - reasumuje Mirosław Kieca.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Jak uszczęśliwić biznes i nie pogrążyć samorządowego budżetu