Obecne w Polsce zachodnie korporacje nierzadko nabywają komponenty od producentów z rodzimej ziemi, preferują też na przykład zakupy samochodów flotowych z własnych krajów. Niektóre z mniejszych firm podążają za gigantami i także inwestują w produkcję w Polsce. Kiedy zobaczymy podobną współpracę wśród polskich podmiotów za granicą? Nieprędko - pisze dla WNP.pl Henryk Siodmok, prezes Grupy Atlas.
Wspomniane warunki spełniają koncerny z krajów zachodnich. Stać je też na dużą skalę działalności, no i garściami korzystają z bogatego doświadczenia z innych rynków. Przedsiębiorstwa takie, dostarczające złożone, o wysokiej wartości dodanej produkty, wymuszają innowacyjność także po stronie poddostawców.
Problem także w tym, że polskie małe i średnie przedsiębiorstwa - patrząc z ich defensywnej perspektywy - nie są zmuszone do ekspansji zagranicznej, gdyż działają na relatywnie dużym rynku wewnętrznym. Firmy w niewielkich krajach, jak Izrael, Szwecja, Finlandia, Szwajcaria czy też przedsiębiorstwa w XIX-wiecznych rozbitych na księstwa (lokalne cła) Niemczech szybko musiały poszukiwać nowych szans wzrostu za granicą...
Państwo polskie może odegrać rolę katalizatora i zachęcić polskie firmy do ekspansji. Tym bardziej, że udział polskiej wartości dodanej w GVC (global value chain) maleje - można ten parametr określić mianem udziału krajowej wartości dodanej w naszym eksporcie; im więcej trzeba importować wartościowo półproduktu, by osiągnąć dany wynik w eksporcie, tym gorzej. Według danych OECD w 1995 r. wynosił 84 proc., w 2005 r. - 72 proc., a w 2011 r. - ok. 68 proc. Choć eksport rośnie, to jego "jakość" się nie poprawia.
Agendy państwowe powinny programowo i systemowo wspierać polskie MSP w ich ekspansji zagranicznej. Jedną z form pomocy są gwarancje i kredyty eksportowe. Korporacja Ubezpieczenia Kredytów Eksportowych (KUKE) spełnia już swą rolę, choć może jeszcze rozszerzyć ofertę o ubezpieczenie inwestycji zagranicznych. Bank Gospodarstwa Krajowego także jest chętny, by wspierać finansowo naszą ekspansję inwestycyjną i eksportową. W obu tych wypadkach - na żywym przykładzie Atlasa - mogę potwierdzić tylko dobre doświadczenia.
Ale nie zatrzymujmy się w pół drogi. Warto w sposób jeszcze bardziej praktyczny dostosować aktywność państwa do struktury polskich przedsiębiorstw (aż 98 proc. z nich ma przychody poniżej 5 mln zł).
W pierwszej kolejności należałoby wesprzeć firmy, które już nabyły kompetencji w działaniu w łańcuchach dostaw zachodnich koncernów - odpowiedniej ilustracji mogą tu dostarczyć choćby kooperanci sektora motoryzacyjnego. Z moich doświadczeń w pracy w tej branży wynika, że polskie przedsiębiorstwa stają się kooperantami poziomu trzeciego i czwartego. Dostarczają komponenty według reżimów just in time, ISO/TS (specyfikacja techniczna ISO, ujednolicająca amerykańskie, niemieckie, francuskie i włoskie normy systemów jakości w branży motoryzacyjnej) etc.
Pożądane byłoby, rzecz jasna, zwiększenie dla tych przedsiębiorstw dostępu klientów na rynkach zagranicznych. Państwo poprzez swe agendy powinno m.in. wynajmować całe pawilony ekspozycyjne podczas targów motoryzacyjnych/kooperacyjnych, by nasze lokalne firmy mogły prezentować swe propozycje. Podobnego rodzaju pomoc można by skierować do polskich kooperantów sektora meblarskiego, spożywczego, lotniczego...
W ten sposób państwo - przynajmniej w pewnej mierze - przyczyniłoby się do uśmierzenia skutków niedostatku dużych polskich firm z inwestycjami zagranicznymi, które mogłyby "pociągnąć" za sobą poddostawców. Nasi poddostawcy zostaliby włączeni (a przynajmniej szanse by wzrosły) powszechniej w łańcuchy dostaw zachodnich koncernów, gdzie innowacyjność jest naturalnym wymogiem.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Jak zachęcić polskie firmy do ekspansji za granicą?