Problem kredytów frankowych dotyczy zarówno banków, jak i kredytobiorców, dlatego koszty związane z rozwiązaniem tego problemu powinny solidarnie ponieść obie strony - uważa kończący kadencję przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak.
Jak Pan ocenia kończącą się kadencję Komisji Nadzoru Finansowego?
- To był pracowity okres. Wydaliśmy wiele nowych rekomendacji, zaczęliśmy praktykę wydania rekomendacji, wytycznych dla rynku ubezpieczeniowego i kapitałowego. Po raz pierwszy wydaliśmy wytyczne dotyczące Forex-u. Mieliśmy, jeśli chodzi o nadzór mikroostrożnościowy, szereg sukcesów, ale zdarzały się sytuacje, które wcześniej nie miały miejsca. Sąd ogłosił upadłość SK Banku, w 2012 r. objęliśmy nadzorem SKOK-i, w wielu była konieczność ustanowienia zarządu komisarycznego, a następnie zgłoszenia wniosków o upadłość lub podjęcia decyzji o przejęciu przez banki.Czy sprawa SK Banku i SKOK-ów to porażki KNF?
- Kiedy obejmowaliśmy nadzór nad kasami, sytuacja w nich była bardzo zła. Audyt otwarcia, który został zrobiony na zlecenie samych SKOK-ów i przez audytorów, wybranych przez kasy pokazał, że szereg SKOK-ów miało kłopoty. Audytorzy wyrażali wątpliwości, co do możliwości kontynuowania przez nie dalszej działalności. Potem odkryliśmy, że tych nieprawidłowości było znacznie więcej i na szerszą skalę.Z jednej strony pojawiały się zarzuty, że KNF, nadzorując kasy dyskryminował je względem sektora bankowego, a z drugiej skala nieprawidłowości mogłaby świadczyć tym, że nadzór KNF był niedostateczny. Czy funkcjonował więc prawidłowo?
- Żeby dojść do rozwiązania, musimy przejść w każdej kasie dość długą procedurę administracyjną. Mamy takie postępowania, które rozpoczęły się jeszcze w 2013 r., a na skutek działań Kasy Krajowej nie jesteśmy ich w stanie zakończyć. W czasie tych postępowań złożono nam około 2,5 tys. różnego rodzaju wniosków dowodowych. O prawidłowości podejmowanych przez nas działań świadczy jednak to, że nie zdarzyło się, aby którąkolwiek z naszych decyzji wobec SKOK-ów sąd uchylił. Warto zauważyć, że od początku roku skład KNF się zmienił. Tymczasem decyzje wobec SKOK-ów zapadają nadal niemal jednomyślnie.Sam Pan wspomniał o problemie z SK Bankiem. To odosobniony przypadek, czy sygnał ostrzegawczy o nieprawidłowościach, które dotykają, bądź dotkną bankowość spółdzielczą?
- To pierwsza upadłość w sektorze bankowym od 2000 r., na dodatek dotyczyła największego banku spółdzielczego. To przykład oszustwa, świadomego wprowadzania w błąd nadzoru i fałszowania sprawozdawczości. Sprawa SK Banku nie byłaby możliwa bez współpracy tych, którzy kredyty zaciągali i zarządu banku.Czy takie sytuacje mogą mieć miejsce w innych bankach spółdzielczych, ponieważ KNF-wi brakuje instrumentów, aby im zapobiegać?
- Staramy się ten sektor nadzorować w sposób maksymalnie efektywny. W SK Banku mieliśmy do czynienia z siatką powiązań, która przez działania nadzorcze była praktycznie nie do wychwycenia. Nie zidentyfikował tych powiązań i zagrożeń nowy biegły, który badał sprawozdania banku za 2014 r. Ujawniły się po wejściu zarządcy komisarycznego, kiedy pracownicy zaczęli mówić, a kredytobiorcy zgłaszali się z wnioskami o restrukturyzację ich kredytów. Wtedy też okazało się, że sytuacja jest znacznie gorsza.Banki spółdzielcze mają jednak problem innego charakteru. To małe instytucje, które działają lokalnie w rejonach wiejskich, mają ograniczone możliwości kreowania akcji kredytowej. W środowisku niskich stóp procentowych ich efektywność jest mniejsza, a koszty finansowania depozytami wysokie. Musimy sobie zdawać sprawę, jak trudno w takich małych środowiskach przeprowadzić restrukturyzację. KNF ciągle nie ma możliwości szybkiego i skutecznego odwołania prezesa, czy zarządu takiego banku, jeżeli stwierdzi nieprawidłowości. Prezesa może odwołać rada nadzorcza, ale często w takich instytucjach podlega ona de facto prezesowi. Wbrew temu co KNF proponowała przy nowelizacji ustawy, członkowie rady mogą być bowiem pracownikami banku. Poprawa ładu korporacyjnego ma bardzo istotne znaczenie dla budowania wiarygodności i bezpieczeństwa w tym systemie. Z drugiej strony został już wprowadzony w tym sektorze system ochrony instytucjonalnej (IPS - w ramach których wzajemnie gwarantują swoje zobowiązania), który wymusza na bankach spółdzielczych transparentność i powoduje, że banki podlegają wzajemnej obserwacji przez wszystkich uczestników IPS.
Wśród kontrowersji związanych z działalnością KNF w ostatnich latach była sprawa Amber Gold i polisolokat. Czy KNF mogła zrobić więcej, aby nie dopuścić to tych sytuacji?
- Trzeba oddzielić te dwie sprawy. Amber Gold nie był nadzorowany przez KNF, a mimo to Urząd KNF jako pierwszy podjął działania w tym zakresie. To Komisja po ukazaniu się pierwszych ogłoszeń o rozpoczęciu działalności przez Amber Gold wystosowała publiczne ostrzeżenie i złożyła zawiadomienie do prokuratury. Prawo nie przewidywało nic więcej, nie mieliśmy żadnych uprawnień w tym zakresie. Tymczasem były instytucje w kraju, które mogły interweniować np. z uwagi na charakter prowadzonej działalności Amber Gold - reklamowej, czy handlu złotem dewizowym.Ma pan na myśli UOKiK albo NBP?
- Tak, te instytucje miały odpowiednie uprawnienia. Kontrola skarbowa też. Obarczając KNF odpowiedzialnością za to, co się stało z Amber Gold trzeba też pamiętać, że nie jesteśmy służbą specjalną, nie prowadzimy działań o charakterze operacyjnym.Ale w przypadku polisolokat rynek ten podlegał nadzorowi KNF.
- To inna historia. Chodziło głównie o ubezpieczenia z funduszem kapitałowym (UKF), o charakterze długoterminowym i inwestycyjnym. Tymczasem wiele osób traktowało te instrumenty, jako inwestycję krótkoterminową, antypodatkową. Widząc, że w ciągu dwóch, czy trzech lat nie mają zysku tylko stratę - bo taki był rynek - chciały wykupu polisy. Wtedy okazywało się, że opłaty likwidacyjne są bardzo wysokie, czasami oznaczają utratę całego wkładu. Dostrzegliśmy ten problem, w latach 2010-2011 kierowaliśmy postulaty legislacyjne do resortu finansów. Na początku 2012 r. zwróciliśmy uwagę sektorowi bankowemu na konieczność właściwego informowania klientów o tym, jakie mają uprawnienia. Nikt się tym wtedy oprócz nas nie zajmował. Pierwszy raport Rzecznika Ubezpieczonych ukazał się dopiero pod koniec 2012 r.Po naszych rekomendacjach rynek zaczął się cywilizować. Dzięki naszym staraniom znowelizowano ustawę o działalności ubezpieczeniowej wprowadzając do niej regulacje o adekwatności produktów do określonej kategorii klienta. Ale pamiętajmy, że UFK to produkty legalne, dopuszczone zarówno w dyrektywach UE, jak i prawie polskim. Były oczywiście takie, w których stwierdzaliśmy, że z założenia są niekorzystne dla klientów. W ponad 50 przypadkach wydaliśmy zalecenia poinspekcyjne. Zakłady do nich się zastosowały, ale oferowały nowe, trochę inne produkty, które wcześniejszym zaleceniom nie podlegały.
Trzeba też pamiętać, że w latach 2008-2015 ok. 93 proc. UFK przyniosło zysk. Mam wrażenie, że dziś wiele osób zysk traktuje jako swoją indywidualną wygraną, a stratą chciałoby się podzielić z szerszym ogółem.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Jakubiak: koszty kredytów frankowych powinny ponieść banki i kredytobiorcy