Polskie firmy dobrze sobie radzą na rynkach ościennych, ale chociaż dysponują konkurencyjną ofertą, to brakuje im kapitału i determinacji żeby w pełni realizować plany podboju rynków pozaeuropejskich. Niemniej bezwzględnie warto próbować, a wsparcie można znaleźć zarówno w krajowej dyplomacji jak i w instytucjach finansowych - wynika z debaty "Rynki zagraniczne" zorganizowanej w ramach II Wschodniego Kongresu Gospodarczego.
Pierwszym kierunkiem ekspansji zagranicznej polskich firm były oczywiście kraje ościenne, bo ze względu m.in. na relatywnie niskie koszty logistyki, czy pokrewność kulturowo-prawną to było najłatwiejsze. W drugiej kolejności przyszło zainteresowanie rynkami pozaeuropejskimi, zwanymi dalekimi. Radosław Pyffel, prezes Centrum Studiów Polska Azja, ocenia, że poszukiwanie rynków zbytu poza Europą to w zasadzie konieczność, bo na naszych tradycyjnych rynkach eksportowych, na Ukrainie i w Rosji, zapanował chaos, a Europa Zachodnia znalazła się w stagnacji .
- To czego się obawiam, jeśli chodzi o polską ekspansję, to braku kapitału i skłonności do inwestowania. Polskie firmy są stosunkowo małe w porównaniu z zachodnimi, a rynki azjatyckie są dosyć trudne. Nasze produkty są wystarczająco dobre, ale nie wystarczy ich tam wysłać. Rynki azjatyckie wymagają obecności, a ta wymaga nakładów finansowych, co jest dużym problemem – dzielił się swoją wiedzą Radosław Pyffel.
Polskie firmy przecierają sobie jednak szlaki nie tylko do Azji, ale jak wiadomo także do Afryki, gdzie zainwestowały m.in. Grupa Azoty i Ursus. Niektórzy eksperci uważają, że Afryka jest, czy może się okazać nawet bardziej atrakcyjnym kierunkiem poszukiwania nowych możliwości rozwoju niż na przykład Chiny.
- Moim zdaniem jeśli chodzi o Chiny to jesteśmy mocno spóźnieni, a zrobić skuteczny biznes w Chinach jest niebywale trudno. Większość przedsiębiorstw ma za mały kapitał i za mało cierpliwości. Stąd warto myśleć o innych rynkach i bez wątpienia takim rynkiem niezwykle jeszcze atrakcyjnym z naszego punktu widzenia jest Afryka. Przewaga Afryki nad Chinami jest taka, że tam procesy biznesowe są w trakcie, rynki dopiero się układają. Naszym atutem jest to, że oferujemy przyzwoitą jakość za relatywnie konkurencyjną cenę i że jest to usługa europejska – oceniał Waldemar Dubaniowski, m.in. były ambasador Polski w Singapurze, obecnie dyrektor ds. rozwoju biznesu PwC.
W Afryce, w ocenie Dubaniowskiego, mamy szanse biznesowe m.in. w takich branżach jak przemysł spożywczy, budowlany, wydobywczy, maszynowy, czy farmaceutyka. Rozwój handlu międzynarodowego to także szansa dla przewoźników, co pokazują wyniki PKP Cargo. Firma ta w I półroczu 2015 około 40 proc. przychodów uzyskała dzięki przewozom towarów importowanych i eksportowanych.
- To jest bardzo ważny obszar naszej działalności, bo mamy w miarę stabilny rynek przewozów krajowych i aby pozyskiwać nowe możliwości robienia interesów trzeba wyjść poza granice kraju. My to robimy na terenie Europy zachodniej oraz południowej, gdzie upatrujemy możliwości rozwoju naszej firmy. W przewozach strukturalnie dominują surowce, ale mamy świadomość, że ten rynek będzie się zmieniał m.in. z powodu polityki klimatycznej i wzrost opieramy przede wszystkim na przewozach towarów przetworzonych – informował Arkadiusz Pokropski, dyrektor zarządzający ds. sprzedaży w PKP Cargo.
Ekspansję polskich firm wspiera administracja, w tym ministerstwa gospodarki i spraw zagranicznych (dyplomacja ekonomiczna), co podczas debaty było oceniane dobrze, ale także instytucje finansowe. Bank Gospodarstwa Krajowego wspiera eksporterów w ramach programu rządowego ustalonego przez władze w 2009 roku, ale nie tylko.
- Istnieje umowa podpisana przez ministerstwo finansów, BKG i KUKE w ramach której udzielamy kredytów ubezpieczanych w KUKE. Z reguły klienci przychodzą do nas z transakcjami na rynkach bardzo trudnych i bez polisy KUKE, a z uwagi na ryzyko polityczne i komercyjne, musielibyśmy tworzyć rezerwy na co nie możemy sobie pozwolić. Dzięki ubezpieczeniu KUKE nie tworzymy rezerw. Nie ograniczamy się jednak do działalności w ramach programu rządowego, ale również wspieramy polskie firmy działając na własne ryzyko - informował Arkadiusz Zabłoński, zastępca dyrektora Departamentu Finansowania Strukturalnego Banku Gospodarstwa Krajowego.
BGK to bank szczególny, bo to państwowy bank, którego głównym zadaniem jest wspieranie rozwoju gospodarczego kraju. W ramach TFI BGK powstał Fundusz Ekspansji Zagranicznej, który będzie współinwestowal z polskimi firmami realizującymi projekty ekspansji zagranicznej. Także banki komercyjne starają się wspierać polski biznes w zdobywaniu nowych rynków. Na przykład PKO BP ma bank na Ukrainie, a poza tym m.in. utworzył swego czasu PKO Leasing Sverige po to, żeby ułatwić wejście Solarisowi na rynek szwedzki. Idąc za polskimi firmami PKO BP być może już niedługo otworzy oddział w Niemczech.
- Mamy pozytywną informację z KNF w sprawie wniosku o uruchomienie oddziału w Niemczech. Czekamy na decyzję niemieckiego regulatora, co potrwa prawdopodobnie nie dłużej niż 2-3 miesiące i wówczas będziemy mogli być aktywni na rynku niemieckim, czyli tam gdzie działa najwięcej polskich firm. Dzisiaj moje biuro pracuje bardzo intensywnie nad przygotowywaniem kolejnych analiz dotyczących nowych rynków – informował Robert Zmiejko, dyrektor Biura Strategii i Relacji Międzynarodowych PKO BP
Zmiejko ocenił przy tym, że interesującym partnerem do współpracy biznesowej dla Polski staje się Iran, bo , jak mówił, to kraj, którego przedsiębiorcy wyraźnie chcą nawiązywać współprace z polskimi firmami uznając je za dobre, nie tylko pod względem oferty cenowej, ale też jakościowej. Dodawał, że kiedy państwowe irańskie banki będą miały dostęp do tzw. systemu SWIFT, a sankcje zostaną ostatecznie zniesione, to będzie bardzo ciekawy rynek dla polskich firm.
Jednak tak w przypadku Iranu jak i w przypadku wielu innych rynków często po prostu egzotycznych dla polskich przedsiębiorców atrakcyjne cenowo i jakościowo produkty to może być za mało, żeby nawiązać długofalową współpracę. Uczestnicy debaty wskazywali w tym kontekście znaczenie wsparcia politycznego.
- Wsparcie polityczne pomaga przede wszystkim w budowaniu relacji pomiędzy biznesmenami. Przedsiębiorca przyjeżdzający z delegacją rządową uznawany jest za kogoś, kto ma wsparcie rządowe, a w odległych krajach to pomaga w zdobyciu wiarygodności. Stara UE wie o tym bardzo dobrze, a u nas przez jakiś czas politycy i urzędnicy myśleli, że najważniejsza jest wielka polityka. Teraz widać, że to podejście się zmienia i że numerem jeden jeśli chodzi o prowadzenie polityki, jeśli chodzi o dyplomację ekonomiczną, jest wspieranie biznesu – oceniał Dubaniowski.
Jednak mimo wsparcia politycznego i to aktywnego czasami niewiele da się zrobić jak nie ma wystarczającego kapitału i znajomości danego rynku. Radosław Pyffel wskazywał, że wprawdzie dopiero po wielu latach, ale w końcu relacje polityczne Polski z Chinami zostały poprawione, ale nie przełożyło się to na rozwój interesów i – jak to określił – polityka wyprzedziła gospodarkę. Wskazywał, że Polska ma podpisane umowy o strategicznym partnerstwie z Chinami, Japonią i Koreą Pld,, ale raz, że mało kto o tym wie, a dwa, że nie przekłada się to na rozwój stosunków gospodarczych.
- Do odniesienia sukcesu na chińskim rynku potrzebne są logistyka, magazynowanie, certyfikacja i promocja , a małym i średnim firmom trudno jest z tym sobie poradzić. Poza tym trzeba też zainwestować trochę czasu i pieniędzy na miejscu. Rok, czy dwa to za mało czasu, żeby ocenić, czy biznes wyszedł, czy nie. W zdobyciu pozycji na rynku może pomóc chiński partner, ale trzeba nad tym pracować. No i musimy mieć taki produkt, którego Chińczycy nie mogą sami wyprodukować i nie mogą nigdzie na świecie kupić – oceniał Pyffel, który do takich produktów zaliczył wyroby mleczne.
Szans w rozwoju kontaktów z Chinami upatruje PKP Cargo. Dyrektor Arkadiusz Pokropski informował, że korytarz komunikacyjny wschód- zachód jest dla spółki podobnie priorytetowy jak korytarz północ –południe.
- Analizowaliśmy rynek przewozów wschód- zachód i wiemy, że jego potencjał to miliony kontenerów , które podążają z Azji do Europy. Uważamy, że w tym obszarze jest nisza. Mówimy o 5-10 proc. przewozów, które można przenieść na kolej. Na pewno nie jesteśmy w stanie konkurować cenowo z transportem morskim, ale dla pewnej grupy produktów wysoko przetworzonych cena nie jest kluczowa. Czasami ważniejszy jest termin dostawy, a jesteśmy w stanie dostarczyć towar do Europy w czasie krótszy o 20-25 dni niż transport morski – wyjaśniał Pokropski.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Potrzeba większej determinacji do podboju rynków pozaeuropejskich