Europejską gospodarkę w kolejnych latach czeka stagnacja. Jeśli Europa nie chce tracić na konkurencyjności, to musi szukać czynników, które pobudzą ją do wzrostu. Mogą temu służyć odpowiednio wydawane środki Unii Europejskiej - wskazano podczas dyskusji poświęconej funduszom UE, która odbyła się w ramach EEC 2012.
Dodała, że kolejny budżet UE na lata 2014-2020 powinien skupić się na inwestycjach, które mogłyby pobudzić wzrost gospodarczy unijnej gospodarki.
- Musimy coraz intensywniej patrzeć w kierunku nowych czynników wzrostu, opartych na innowacjach i nowych technologiach. Europa potrzebuje strategii zorientowanej na rozwój - powiedziała Hübner.
Zaznaczyła, że ważną rolę w czynieniu unijnej gospodarki konkurencyjną odgrywają fundusze unijne, w tym środki na politykę spójności, które mają niwelować dysproporcje gospodarcze.
- Redukowanie tych dysproporcji leży w interesie wszystkich członków UE. Nie możemy utrzymywać konkurencyjność unijnej gospodarki tylko na niskich płacach w krajach w jej wschodniej części, czy spadających wynagrodzeniach na południu Europy - wskazała Hübner.
Podkreśliła, że kluczową dla unijnej gospodarki jest także kwestia, która leży u podstaw UE, czyli bliska współpraca jej członków.
- Świat coraz bardziej się zacieśnia. Przykładem są rozwijające się kraje azjatyckie, których pozycja coraz bardziej zagraża gospodarce Europy. Dlatego UE nie ma innego wyjścia i musi zacieśniać współpracę, bo jest ona silna jako całość - siłą gospodarek swoich poszczególnych członków - przypomniała Hübner.
Na elementy, które wymagają uwagi w europejskiej gospodarce, zwrócił uwagę Indermit Gill, główny ekonomista Banku Światowego na Europę i Azję Środkową. Ekonomista zaznaczył, że choć europejskie przedsiębiorstwa mają dobrą markę, to muszą dbać o swoją innowacyjność, a przede wszystkim podnosić efektywność produkcji. Bez tego Europie trudno będzie zwiększać udział eksportu w wymianie handlowej.
- Dobrze prezentuje się efektywność pracy w północnej i zachodniej Europie, ale gorzej wygląda to w krajach południa. Przykładowo belgijski pracownik jest dwukrotnie efektywniejszy od greckiego. Problem spadku efektywności narasta też we Włoszech. Natomiast pod tym względem Europa odstaje od USA czy Japonii - powiedział Gill.
Dodał natomiast, że Europę można uznać za supermocarstwo pod względem jakości życia. Podał przy tym wyliczenia, które wskazują, że chociaż Europę zamieszkuje tylko 10 proc. globalnej populacji, to nasz kontynent odpowiada za 60 proc. światowych wydatków socjalnych.
- Aby taki stan był możliwy do utrzymania, będzie potrzebna coraz dłuższa i efektywniejsza praca. W przeciwnym wypadku systemy emerytalne państw europejskich nie poradzą sobie z wypłatą świadczeń - podkreślił Gill.
Zaznaczył też, że Europa ma wiele do zrobienia na tle chociażby USA czy Japonii pod względem poprawy klimatu do prowadzenia biznesu. Chodzi przede wszystkim o większą deregulację oraz mniej rozbudowaną, a przy tym bardziej nowoczesną i efektywną administrację.
Joachim Zeller, niemiecki europoseł, wskazał, że w jego kraju głównym tematem dotyczącym gospodarki jest ratowanie strefy euro. Jednak coraz częściej zwraca się też na politykę spójności i fundusze strukturalne jako źródło wzrostu unijnej gospodarki
Zeller zaznaczył, że pomiędzy krajami Unii Europejskiej wciąż istnieją ogromne dysproporcje. Przykładowo PKB na jednego mieszkańca w najbardziej rozwiniętych krajach UE jest kilkukrotnie wyższe niż w przypadku obywatela Bułgarii.
- Polityka spójności to sposób na solidarność. Również Niemcy z niej korzystają, bo i u nas nie brakuje biedniejszych regionów i dysproporcji pomiędzy poszczególnymi częściami kraju, co jest związane chociażby ze zjednoczeniem po upadku komunizmu. Przykładowo bezrobocie w Berlinie wynosi 12 proc., a Bawarii tylko 3 proc. - powiedział Zeller.
Dodał, że polityka spójności powinna być kształtowana na poziomie regionów.
- Jeśli chcemy utrzymać idee wspólnej Europy, to musimy je także przenosić na poziom regionów. Dlatego fundusze unijne w dużej mierze muszą być dysponowane na poziomie regionalnym - powiedział Zeller.
Zaznaczył przy tym, że nacisk musi być również kładziony na efektywne wykorzystanie funduszy unijnych.
- Musimy zadbać o lepszą alokację tych pieniędzy. Przykładowo w Bułgarii poziom wykorzystania środków wynosi tylko ok. 20 proc. Natomiast w krajach południowej Europy w dużej mierze są one wydawane na konsumpcję, a nie inwestycje prorozwojowe - podkreślił Zeller.
W jego opinii, do skutecznego prowadzenia polityki spójności potrzebne są także klarowne uregulowania prawne oraz wykwalifikowana administracja, która skutecznie będzie mogła pozyskiwać i wykorzystywać środki unijne.
Również w opinii Marcelego Niezgody, podsekretarza stanu w resorcie rozwoju regionalnego, dobrze realizowana polityka spójności może przyczyniać się zarówno do rozwoju poszczególnych krajów, jak i całej europejskiej gospodarki.
Według szacunków resortu, dzięki oddziaływaniu funduszy unijnych w 2011 r. tempo wzrostu PKB w Polsce było wyższe o ok. 0,6-0,8 pkt. proc., a wskaźnik zatrudnienia wzrósł o 0,7 pkt. proc. Natomiast stopa bezrobocia spadła o 1,2 pkt. proc. Resort wyliczył, że m.in. dzięki środkom UE poziom PKB per capita w Polsce osiągnął 65 proc. średniej unijnej, a w 2015 r. ma być zbliżony do 70 proc.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Unijne fundusze muszą podnosić konkurencyjność