Paweł Stańczak, który miał zarządzać ukraińskimi gazociągami, nie obejmie stanowiska. To już kolejny menedżer znad Wisły, który nie zagrzał miejsca w ukraińskim fotelu.
O zablokowaniu przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) kandydatury Pawła Stańczaka na stanowisko szefa państwowej spółki Ukrtranshaz pisaliśmy już wcześniej. O takiej decyzji poinformował pod koniec września szef państwowego koncernu Naftohaz Andrij Kobolew.
Jak wynika z jego słów, problemem w przypadku Stańczaka jest brak dostępu do tajemnicy państwowej. Bez tego Polak nie będzie mógł w pełni zarządzać Ukrtranshazem, w związku z czym jego nominacja na prezesa tej spółki jest niemożliwa.
Więcej: SBU blokuje nominację Polaka na szefa Ukrtranshazu
"Puls Biznesu" przypomina innych menedżerów z Polski, którzy nie zagrzali miejsca na Ukrainie.
Sławomirowi Nowakowi, zarządzającemu ukraińską siecią dróg, zarzucono tam naruszenie przepisów antykorupcyjnych.
Z kolei Wojciech Balczun zrezygnował ze względu na napięcia polityczne. Polski menedżer pełnił funkcję prezesa kolei państwowych Ukrzaliznycia od kwietnia 2016 roku, w sierpniu br. podał się do dymisji. Premier Wołodymyr Hrojsman oświadczył wtedy, że nastąpiła ona z przyczyn osobistych i na własną prośbę Polaka.
Balczun był jednak ostro atakowany przez ukraińskiego ministra infrastruktury Wołodymyra Omeliana, który domagał się, by nie przedłużano z nim kontraktu. Tuż przed dymisją o zwolnienie Balczuna apelował do premiera Hrojsmana prokurator generalny Jurij Łucenko, który oskarżył go o to, że nie zwalcza korupcji w swojej firmie. Pod adresem samego Balczuna nie padły wówczas żadne zarzuty.
Więcej: Wojciech Balczun nie jest już szefem ukraińskich kolej. Rząd przyjął jego dymisję
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Zła passa polskich menedżerów na Ukrainie się nie kończy