- Moment jest ciekawy. I niebezpieczny! Bo mnóstwo ludzi ma interes w upaństwawianiu - wśród nich jest wielu takich, dla których w prywatnym sektorze nie ma miejsca - mówi Adam Góral, prezes zarządu Asseco Poland, w rozmowie z Adamem Sofułem i Jackiem Ziarno.
- Dla mnie każdy polski przedsiębiorca jest romantykiem! Ja również do nich należę. Przypomnę rok 1990, gdy założyłem firmę informatyczną - miałem wtedy w ręku nie za wiele argumentów, lecz wierzyłem, że my, Polacy, zbudujemy system dla bankowości, który skutecznie uplasujemy na rodzimym i światowym rynku.
- Ale pana romantyzm był jednak... racjonalny. Zamierzał się pan z motyką na słońce, ale przynajmniej ściskał ją pan w ręku.
- Fakt, niezupełnie oderwałem się od ziemi. Upatrzyłem sobie pole szansy. Nie mogłem produkować sprzętu IT, bo to kapitałochłonny biznes. Zajmując się tworzeniem baz danych, świata też bym raczej nie zawojował, bo dominacja amerykańskiego rynku była i jest gigantyczna. Pogodziłem się, że są dziedziny, w których musiałbym przegrać.
- Postawił pan na aplikacje. Ale i tu musiały się wtedy rysować mizerne perspektywy.
- Z pozoru. Zaczęliśmy rozmowy z bankami spółdzielczymi... Sentyment do tego środowiska zresztą do dziś mi pozostał. Niedawno miałem spotkanie z siedmioma prezesami i nadal mamy dla nich świeże pomysły!
Co chwilę słyszałem: dajcie sobie spokój - za chwilę banki się skonsolidują, a w ogóle Amerykanie ze swoimi rozwiązaniami przejmą zamówienia. Owszem, miałem niemałe ambicje, ale moim prostym marzeniem w 90. roku było, abym nie skrzywdził moich ludzi, bo przecież ich skusiłem, by zaryzykowali, a w razie fiaska mogli nie mieć za co żyć.
A motyka? Nie przespałem czasów komunizmu. Byłem nieźle wykształcony - ukończyłem cybernetykę ekonomiczną i informatykę, potem zrobiłem doktorat. Otaczałem się podobnymi ludźmi.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Adam Góral: musimy być pracowici jak Chińczycy i sprytni biznesowo jak Izraelczycy