II Rzeczpospolita gospodarczym tygrysem Europy nie była: w powszechnej świadomości jawi się jako kraj jeśli nie zacofany, to nie najzamożniejszy. Wizerunek w zasadzie prawdziwy, ale nie uwzględniający trudnych warunków. Budowę gospodarki po odzyskaniu niepodległości można zakwalifikować do "sportów ekstremalnych".
Na początku nie było administracji, instytucji państwowych, nawet jednolitego prawa (choć z Małą Konstytucją ówczesne elity uwinęły się w ekspresowym tempie). Był obszar trzech dotychczasowych zaborów, z których każdy miał inną strukturę gospodarki, system prawny, a po części również i inną mentalność społeczeństwa.
Gdy zatem nie odczuwamy satysfakcji z faktu, że poziom rozwoju gospodarki sprzed I wojny światowej osiągnęliśmy dopiero w II połowie lat 30. zeszłego stulecia, to pamiętajmy jednocześnie, jaki był punkt startu. W chwili odzyskania niepodległości Polska była w ruinie. Bez przenośni.
Od zera
Komisja Odszkodowań Delegacji Polskiej na paryską konferencję pokojową oszacowała, że poziom produkcji przemysłowej z 1919 r. sięgnął w Polsce ok. 30 proc. stanu sprzed 1914 r. w tych samych granicach. Wskutek zniszczeń wojennych przemysł dawnego Królestwa Polskiego zatrudniał w 1919 r. ledwie 14 proc. liczby robotników pracujących tam w 1913 r. W gruzach leżało 1,8 mln budynków, 2399 mostów, 574 dworców kolejowych...
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa
regulamin.
Zamów newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Bez wizji, ale z rozmysłem