Izolacja Polski w Unii Europejskiej, narastająca nierównowaga budżetowa oraz brak zadowalającej odpowiedzi na wyzwania demograficzne - to najpoważniejsze wyzwania przed jakimi stoi Polska. Dyskutowano o nich podczas debaty „Politycy o gospodarce” w ramach IX Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
Jakie recepty proponowali politycy? Przede wszystkim powrót do dyskusji o przyjęciu przez Polskę euro. - Musimy wrócić do głównego nurtu i w jakiejś perspektywie przyjąć euro - stwierdził Zaborowski. - Kraje Unii Europejskiej łączą wspólne interesy. Tak długo, jak nie będziemy w strefie euro, będziemy poza głównym nurtem UE - przekonywał Ryszard Petru, lider Nowoczesnej. Jednocześnie uspokajał, że przyjęcie europejskiej waluty nie będzie miało - jak przestrzegają niektórzy - zgubnych skutków gospodarczych. Jego zdaniem przyjęcie wspólnej waluty może natomiast zniwelować część zagrożeń dla biznesu związanych z ryzykiem kursowym. - Biznesowo już jesteśmy w strefie euro. Wystarczy spojrzeć np. w jakiej walucie naliczone są czynsze w centrach handlowych - mówił lider Nowoczesnej.
Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL doradzał jednak wstrzemięźliwość. - Najpierw strefa euro musi poradzić sobie z własnymi problemami. Przyjęcie wspólnej waluty to nie jest dziś najważniejszy temat - argumentował lider ludowców. - Trudno mówić o strefie euro, jeśli dzisiaj jest ona pogrążona w kryzysie - wtórował mu Sławomir Neumann, który apelował również, by nie bagatelizować wpływu przyjęcia wspólnej waluty na gospodarkę. - Euro powstało trochę jako projekt polityczny - stwierdził poseł PO. Także Marek Jakubiak z Kukiz’15 nie uważał, by przyjęcie euro było najlepszym sposobem na pozostanie w głównym europejskim nurcie. - Jeżeli nie będziemy mieli własnego przemysłu, zawsze będziemy mieli dwie prędkości - stwierdził Jakubiak.
Kolejnym tematem była kwestia wieku emerytalnego – politycy przyznawali, że demografia staje się dla Polski największym wyzwaniem w najbliższych dekadach – ze względu na stabilność systemu emerytalnego, ale i na rynek pracy. Z jednej strony pogarszające się proporcje miedzy pracującymi a pobierającymi świadczenia emerytalne stanowią zagrożenie dla finansów publicznych. Z drugiej – niedostatek siły roboczej może stanowić zagrożenie dla wzrostu gospodarczego w najbliższych dekadach.
Czy zatem powinniśmy otworzyć się szerzej na imigracje z innych krajów? - Nie trzeba otwierać polskiego rynku pracy na imigrantów, bo oni już tu są - mówił Władysław Kosiniak-Kamysz, precyzując, że chodzi o około miliona przybyszy ze Wschodu – przede wszystkim z Ukrainy, ale także Białorusi i Rosji.
Nieco inne spojrzenie na ten temat prezentował Marek Jakubiak. - Nie byłoby tej fali imigracji, gdyby nie wcześniejsza emigracja - mówił polityk Kukiz’15, dodając że pracownicy ze Wschodu weszli na miejsca pracy opuszczone przez polskich emigrantów, którzy wyjechali na Zachód.
- Mam nadzieję, że Polska przestanie konkurować niskimi kosztami pracy - mówił Zbyszek Zaborowski i postulował, by ewentualny niedostatek rąk do pracy na krajowym rynku rekompensować poprzez ściąganie do kraju polskiej diaspory, przede wszystkim z terenów b. ZSRR. Jego zdaniem jednak na rynek pracy należałoby spojrzeć nieco szerzej i zastanowić się m.in. nad odbudową szkolnictwa zawodowego. Kwestią dyskusji powinien być również - zdaniem Zaborowskiego - wiek emerytalny.
I właśnie ta kwestia wzbudziła szczególnie dużo emocji podczas dyskusji. Ryszard Petru argumentował, że obniżenie wieku emerytalnego, to nie tylko odpływ kolejnych rzesz pracowników z rynku pracy, ale i duże zagrożenie dla finansów publicznych. - Nie jest przypadkiem, ze obecnie wiele krajów podnosi wiek emerytalny - twierdził lider Nowoczesnej.pl.
Przedstawiciel Platformy Obywatelskiej - partii która w poprzedniej kadencji podniosła wiek emerytalny (obecny rząd obniżył wiek do poprzedniego poziomu) - Sławomir Neumann był już bardziej ostrożny w swoich wypowiedziach. Przyznał, że przeprowadzona kilka lat temu przez PO reforma nie została - jak pokazuje chociażby wynik ostatnich wyborów - zaakceptowana przez społeczeństwo, dlatego należy się zastanowić nad innym i rozwiązaniami, przede wszystkim zachętami, jak skłonić ludzi do wydłużenia swojej kariery zawodowej.
Władysław Kosiniak-Kamysz proponował nieco inne podejście – odejście od sztywnego wieku emerytalnego. - Kryterium decydującym o przyznaniu świadczenia powinien być staż pracy - twierdził lider ludowców, dodając, że taki model pozwoliłby zmniejszyć ryzyko głodowych świadczeń, w systemie w którym w świadczenie zależy od zgromadzonych składek. Za uzależnieniem świadczenia od stażu pracy opowiadał się też Marek Jakubiak.
Zgoda panowała natomiast co do tego, że Program 500+ powinien zostać skorygowany (chociaż były istotne różnice co do zakresu tych korekt). Najczęściej wskazywano na jego zbytni automatyzm przez co - jak zwracał uwagę Zbyszek Zaborowski (SLD) - bywa on często niesprawiedliwy wobec najuboższych, którym był wszak dedykowany. - Sam program 500+ nie wystarczy jako polityka społeczna - mówił również polityk SLD, dodając, że programowi powinny towarzyszyć również działania w innych sferach – np. budowa żłobków.
Politycy wyrażali jednak obawy, czy w związku z kosztownością programu znajdą się pieniądze na inne działania. Właśnie koszty były dla Ryszarda Petru podstawową wadą tego programu, zbyt - jego zdaniem - obciążającego budżet. - Ten program jest do głębokiej korekty - zapowiadał lider Nowoczesnej. Na czym by miała ona polegać? Z wypowiedzi polityka można wywnioskować, że świadczenia pozbawieni byliby najbogatsi, którym takie wsparcie nie jest potrzebne.
Drugim pomysłem na udoskonalenie programu miałoby być jego uelastycznienie. Władysław Kosiniak-Kamysz proponował wprowadzenie zasady złotówka za złotówkę, co oznaczałoby, że przekroczenie kryterium dochodowego uprawniającego do świadczenia nie będzie automatycznie oznaczało jego utraty (takie kryterium obowiązuje w przypadku uboższych rodzin z jednym dzieckiem). Przypomnijmy jednak, że podobny pomysł ludowcy zgłaszali w parlamencie już kilka miesięcy temu, rząd odrzucił jednak taką ewentualność.
Debata zadała kłam, że politycy mówią jedynie o rzeczach nieistotnych – w trakcie dyskusji poruszono bowiem kluczowe dla polskiej gospodarki tematy. Pokazała jednak i to, że wypracowanie kompromisu, bądź przynajmniej spójnego stanowiska wobec tych najpoważniejszych wyzwań gospodarczych to zadanie na jeszcze wiele takich dyskusji – publicznych i kuluarowych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: EEC 2017: pomysły polityków na gospodarkę