Sprawiedliwy handel Donalda Trumpa to nie protekcjonizm - pisze na łamach środowej Rzeczpospolitej Bogdan Szafrański, ekonomista i amerykanista, członek rady nadzorczej PFR, Polonia Institute.
Szafrański zauważa, że dążenie prezydenta USA Donalda Trumpa do sprawiedliwego handlu (fair trade) jest ośmieszane i wyszydzane przez jego przeciwników. Oskarżany jest o protekcjonizm i izolacjonizm oraz dążenie do wojny handlowej ze wszystkimi, w tym z bliskimi sojusznikami. Tak też są oceniane cła nałożone na import stali i aluminium. W rzeczywistości jedną z głównych przyczyn rozbieżności poglądów jest różne rozumienie funkcjonowania podatkowego systemu VAT, który nie został przyjęty w USA, a jego rolę w bardzo ograniczonym stopniu pełni stanowy podatek od sprzedaży (sales tax).
Według Szafrańskiego celem nadrzędnym polityki gospodarczej prezydenta USA jest osiągnięcie i utrwalenie stopy wzrostu gospodarczego na poziomie 3-4 proc. i to w sposób, który przełoży się na wzbogacenie się większości mieszkańców kraju i stworzenie 15 mln miejsc dobrze płatnej pracy.
Członek rady nadzorczej PFR, Polonia Institute podkreśla w "Rz", że administracja Trumpa zaczęła stosować pierwsze dostępne środki do obrony amerykańskich pracowników i zakładów produkcyjnych, czyli taryfy celne na importowaną stal (25 proc.) i aluminium (15 proc.). Nałożenie ceł na import towarów z Chin o wartości 50 mld dol. podbiło stawkę. Po reakcji Chin szykują się kolejne cła na towary o wartości kolejnych 200 mld dol.
Jego zdaniem taryfy są i będą wykorzystywane nie jako cel ostateczny i trwały, ale raczej jako narzędzie negocjacyjne, aby zachęcić partnerów handlowych do zaprzestania stosowania nieuczciwych praktyk i oszukiwania. Jeśli jednak takie praktyki się nie skończą, Trump narzuci odpowiednie taryfy obronne na te i inne towary, aby wyrównać szanse we wzajemnym handlu.