Większość Europy woli o wspólnym rynku mówić, niż ten wspólny rynek mieć - powiedziała w Opolu Elżbieta Bieńkowska, europejska komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług. Według niej nie mamy wspólnego rynku usług w Europie, a tego typu brak zmniejsza nasze szanse w konkurencji np. z USA.
- Europa jest uwspólniona mniej więcej w 70-80 procentach, jeżeli chodzi o towary, a jeżeli chodzi o usługi, to w 30-40 proc.
- Dyrektywa usługowa, która narzuca krajom konieczność otwierania swoich krajów na inne usługi, pomimo dziesięciu lat istnienia nie działa.
- W Unii Europejskiej nie wspiera się start-upów, więc w amerykańskiej Dolinie Krzemowej realizuje się wiele projektów, których autorami są Europejczycy.
"Większość Europy woli o wspólnym rynku mówić, niż ten wspólny rynek mieć. Europa jest największym pojedynczym obszarem gospodarczym na świecie. To jest 500 milionów mieszkańców. Bez Brytyjczyków i Wielkiej Brytanii to będzie 440 milionów mieszkańców. Stany Zjednoczone mają około trzysta. Jeżeli granice gospodarcze w Europie by zniknęły, to rzeczywiście jest to potęga. Niestety jeżeli chodzi o towary, to Europa jest uwspólniona mniej więcej w 70-80 procentach, a jeżeli chodzi o usługi to w 30-40-tu. To znaczy, że nie mamy wspólnego rynku usług w Europie. To znaczy, że jeżeli ktoś ma firmę dostarczającą usługi i chce poszerzyć działalność o usługi w innych państwach Unii, doświadcza wielu przeszkód. Zwłaszcza dla mikro- i małych przedsiębiorstw" - powiedziała Bieńkowska.
Jako przykład komisarz podała przypadek przedsiębiorcy duńskiego, który w celu uruchomienia działalności w Szwecji musiał przez siedem lat walczyć ze szwedzkimi urzędami. Zdaniem Bieńkowskiej w wielu państwach w celu zablokowania dostępu do rynku firmom z innych państw używa się fałszywego argumentu o możliwym zagrożeniu dla zdrowia i życia obywateli, jakie towarzyszy wpuszczaniu na rynki obcych przedsiębiorców. Przekonują się o tym także polscy przedsiębiorcy, którzy oferując wysokiej jakości produkty i usługi borykają się z utrudnieniami stwarzanymi im przez administracje innych państw UE, które w ten sposób chronią własny rynek.
"Dyrektywa usługowa, która narzuca krajom konieczność otwierania swoich krajów na inne usługi, pomimo dziesięciu lat istnienia, nie działa. Kiedyś tłumaczono to kryzysem, jednak kryzys jest przeszłością, a nadal przepisy te nie są przestrzegane. Tymczasem przestrzeganie przyniosłoby budżetowi europejskiemu dwa miliardy euro rocznie" - uważa Bieńkowska.
Jej zdaniem tylko dzięki wspólnemu działaniu w ramach UE gospodarki 28 państw wchodzących w skład Wspólnoty mają szanse na podjęcie rywalizacji gospodarczej w obecnym świecie. Jej zdaniem dzięki temu mogą podjąć rozmowy jako równorzędny partner ze Stanami Zjednoczonymi także w sprawie obecnego konfliktu handlowego. Jednocześnie zwróciła uwagę na fakt, że w Unii Europejskiej nadal brakuje odpowiedniego mechanizmu wspierającego start-upy. Dlatego - zdaniem komisarz - w amerykańskiej Dolinie Krzemowej realizuje się tak wiele projektów, których autorami są Europejczycy.
"Dolina Krzemowa jest pełna Europejczyków, na których w Europie machnięto ręką. W Europie jest kapitał, jednak w przeciwieństwie do Chin czy USA, europejskie instytucje są bardzo niecierpliwe. W Ameryce fundusze wspierające nowe firmy potrafią zainwestować w pomysł nawet siedem razy zanim będą efekty" - powiedziała.
Komisarz zachęcała uczestników spotkania, by aktywnie poszukiwali możliwości wsparcia dla swoich pomysłów w urzędach Unii Europejskiej, która przygotowuje szereg projektów mających na celu wsparcie przedsiębiorczości w państwach Unii.
Spotkanie w Opolu odbyło się w ramach "dialogów obywatelskich" - inicjatywy Komisji Europejskiej, mającej na celu rozbudzenie debaty na tematy europejskie. Spotkania odbywają się od 2012 roku.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Elżbieta Bieńkowska żałuje, że nie ma wspólnego rynku usług w UE