Trzeba przekonywać wszystkich, że jesteśmy w stanie wcielić w życie nowy, wielowątkowy model gospodarczy, skupiający w sobie nowoczesne widzenie państwa i gospodarki - mówi wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki, gość VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego.
- Trafnie pan zauważył - może to dziś niemodne, ale jako szef banku miałem poczucie pewnej służebnej roli wobec społeczeństwa.
Z polityką jest trochę tak, jak z wejściem na wzgórze i obserwacją doliny. Tam, w dole, dużo lepiej widać, co się dzieje wokół, krzątaninę, codzienną weryfikację teorii z praktyką. Z pewnością praca w realnej gospodarce dużo pomogła mi w tym, by rozumieć jej mechanizmy.
Z góry, jako minister rozwoju, lepiej za to dostrzegam wyzwania ogólniejszej natury: finansowe, fiskalne, makrogospodarcze, międzynarodowe, ale i te - istotne też dla państwa - mikrogospodarcze, związane z działalnością firm i koniecznością uproszczeń przepisów. Zatem w obu przypadkach to praca dla społeczeństwa, choć jako polityk mam znacznie większy wpływ na procesy dotyczące całej gospodarki; odpowiedzialność jest większa.
Po kryzysie z lat 2008/09 widać odwrót od liberalnej gospodarki rynkowej. Wielu ekonomistów-neofitów i wielu obywateli Unii powzięło przekonanie, że mechanizmy rynkowe należy mocno wspomóc rolą państwa. A przecież np. w Grecji państwa w gospodarce nie było mało… Jak pan tu waży racje?
- Wyszliśmy już z młodzieńczego zachłyśnięcia się liberalizmem. Długo zaczytywaliśmy się w książkach klasyków gospodarczego liberalizmu, choćby w jeszcze bezdebitowo wydawanych dziełach Adama Smitha. A „niewidzialna ręka rynku” należała do najpopularniejszych haseł wczesnego etapu transformacji.
Tyle że z czasem wzbogacała się nasza wiedza, jak działają nowoczesne, silne gospodarczo kraje: niewidzialną, wolną rękę rynku wspiera jak najbardziej widzialna ręka państwa. Państwo w tych obszarach, w których może pomóc przedsiębiorcom - m.in. w ekspansji zagranicznej, w probiznesowych reformach regulacji, w polityce dotyczącej sektora energetycznego (proszę zauważyć, co się dzieje choćby we Francji) - w praktyce nie pozostaje bierne. A niby dlaczego podobnych procesów nie zintensyfikować także u nas, skoro stawiamy na rozwój kraju?
Rząd eksponuje pomoc dla polskiego biznesu i kapitału. Fakt, jak pan to ujął, „najlepiej zorganizowane państwa świata” nie traktują rodzimych firm po macoszemu, ale… Gdzie przebiega cienka czerwona linia między nacjonalizmem a patriotyzmem gospodarczym? A ściślej: gdzie przebiega dla pana?
- Dla mnie to jest gruba kreska, podobnie jak ta, która odcina patriotyzm od nacjonalizmu. Patriotyzm oznacza miłość dla własnego kraju, a ten gospodarczy - sprzyjanie rodzimym przedsiębiorstwom w podobny sposób, jak robią to dojrzałe kraje i gospodarki. Nie mamy takich szans wspierania naszego przemysłu i usług, jaki miały kraje najwyżej dziś rozwinięte. Szukamy innej drogi.
Zauważmy przy okazji, że gdy rosły ekonomiczne potęgi Francji, Niemiec, Korei czy Japonii - to ich rządy posługiwały się narzędziami na wskroś protekcjonistycznymi, czyli - idąc w ślad za pańskim pytaniem - „nacjonalistycznymi”. My dziś nie mamy ani takich narzędzi, ani takich intencji. Przynależność do UE czy Światowej Organizacji Handlu uniemożliwia posługiwanie się protekcjonistycznymi rozwiązaniami.
Jakie zaś zadania stawiamy przed sobą? Chcemy tak wspierać nasze firmy, by umożliwić im ekspansję zagraniczną, ułatwić prowadzenie biznesu, zwiększyć dostęp do kapitału i ich innowacyjność oraz przyciągnąć do gospodarki innowacyjny kapitał. Tu już mamy pierwsze efekty… Inwestycja koncernu Daimlera i produkcja najnowocześniejszych silników do mercedesów właśnie w Polsce to duży „rozsadnik” nie tylko innowacji, ale i kooperacji z nauką, szkolnictwem zawodowym i setkami polskich firm na najwyższym światowym poziomie.
Plan Morawieckiego jest sformułowany na ogólnym, strategicznym poziomie. Ministerstwo Rozwoju podkreśla, że będzie stopniowo doprecyzowany; wymaga m.in. bardziej szczegółowego przełożenia na średniookresową Strategię Rozwoju Kraju do roku 2020. Czy Plan to twór już zamknięty?
- Dobrze, że pan zadał to pytanie: nie, w dużym stopniu elastyczny. Proszę zważyć, że przedstawiliśmy Plan po trzech miesiącach rządów, a Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju przyjmiemy jesienią. Poprzednicy pierwsze założenia ujawnili po 1,5 roku, przyjęli je po czterech latach na posiedzeniu rządu, a po pięciu latach dostaliśmy na stół strategię…
Nasz Plan i Strategia mają otwartą architekturę – także w tym sensie, że konsultujemy je społecznie. Jeżdżę wraz z innymi ministrami po Polsce i rozmawiamy, czego w tym projekcie brakuje. Jesteśmy nastawieni na krytykę i dyskusję. Wierzymy, że Plan odniesie wtedy pozytywne skutki, gdy w jego realizację włączy się całe społeczeństwo.
Do realizacji Planu pożytecznie byłoby przekonać opozycję, maksymalnie dużo przedsiębiorców i innych obywateli. A tu obie strony politycznie zastygły w okopach. Co dalej?
– W polityce trzeba starać się wszelkimi sposobami przekonywać społeczeństwo, opozycję i własny obóz polityczny. Podkreślam: również opozycję i ludzi inaczej myślących. Jak mawiał Jan Sztaudynger: „Nie zawsze trzeba mieć za drania tego, co jest innego zdania”.
Rozmawiam z biznesmenami, samorządowcami, zwykłymi obywatelami – na Podkarpaciu, w Małopolsce, w wielkich supernowoczesnych centrach, ale i choćby w Nowej Hucie, która niczego takiego nie przypomina, czy w stoczniach wybrzeża... Nasz Plan jest bardzo ambitny, ma na celu i nas, polityków, i społeczeństwo, pobudzić do bardziej aktywnego działania. Nie dla PiS. Dla Polski.
„Przekonywać własny obóz polityczny”? Czyżby pana koledzy byli nieprzekonani do korzyści z realizacji Planu Morawieckiego?
- Trzeba przekonywać wszystkich, że jesteśmy w stanie wcielić w życie ogromny, wielowątkowy projekt. Nowy model gospodarczy, skupiający w sobie nowoczesne widzenie państwa i gospodarki, a nie model oparty na liberalnych ogólnikach w rodzaju „kapitał nie ma narodowości” czy „państwo nie jest nikomu do niczego potrzebne”.
Niektóre efekty naszego planu widoczne będą szybko – jak inwestycje Daimlera czy ostatnie inwestycje w Dolinie Lotniczej, a na niektóre (jak udrożnienie rzek) poczekamy ponad 20 lat, bo będziemy zmagać się z zaniedbaniami ostatnich kilkunastu lat, ale i z zapóźnieniami po PRL - dużo trudniejszymi do nadgonienia. A polityka rozwoju powinna łączyć, a nie dzielić Polaków.
Rozmawiał: Jacek Ziarno
Fragmenty rozmowy z wicepremierem Mateuszem Morawieckim. Całość obszernego wywiadu - w majowym numerze Miesięcznika Gospodarczego „Nowy Przemysł”
Wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki będzie gościem VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.