Afera KNF-u skłania do przywołania pewnej generalnej, zgoła ustrojowej kwestii. Wielu komentatorów, wprost lub pośrednio, sugeruje, by wyeliminować uznaniową interwencję bankowego nadzoru, bo nieuchronnie prowadzić to musi do nadużyć i korupcji - pisze dla Nowego Przemysłu prof. Ryszard Bugaj.
Nadzór bankowy zyskał prawo do prewencyjnej decyzji o przymusowej restrukturyzacji banków, a nawet do uznaniowego rozstrzygnięcia o zakończeniu ich samodzielnej działalności. Taka decyzja musi być uznaniowa z samej swej istoty, a zatem rośnie ryzyko, że będzie nietrafna; więcej nawet: że pod pretekstem sanacji banku dokonywać się może patologiczne przejmowanie banków z intencją podporządkowania ich kontroli rządzących ośrodków politycznych lub "zaprzyjaźnionych" ośrodków biznesowych.
Myślę jednak, że - mimo całego ryzyka związanego z szerokimi kompetencjami nadzoru bankowego - jego uprawnień nie można ograniczać. Upadek banku, szczególnie dużego, prowadzi potencjalnie do ogromnych kosztów (gwarancje dla depozytariuszy) i destabilizacji rynku finansowego o bardzo daleko idących konsekwencjach…
Nie znaczy to, że nie ma problemu, że należy zrezygnować z sanacji systemu nadzoru. Ale owa reforma nie może nadzoru marginalizować. Konieczne jest wydatne wzmocnienie gwarancji jego profesjonalnego i bezstronnego działania. I ustalenie mechanizmów selekcji gremium decyzyjnego; tak, by zminimalizować ryzyko korupcji. Droga do racjonalnej sanacji bankowego nadzoru, to droga zmian w istocie politycznych…