Przyjęta w kilka godzin ustawa zamrażająca ceny energii jest wydarzeniem bez precedensu w historii polskiego rynku energii. To dowód na to, jak niestabilny jest rynek i regulacje.
- Dla biznesu sprawa jest jasna - wraz z ustawą "zamrożeniową" ryzyko dużych wzrostów cen energii nie zniknęło; te nadejdą w roku 2020 lub 2021.
- Nie ma też wątpliwości w innej sprawie - od kiedy Polska wdrożyła zasady regulacji sektora energetyki, nie odnotowano takiego przypadku.
- Na pytanie, jak pogodzić krótkookresowe działanie w postaci zamrożenia cen z długookresowymi skutkami struktury wytwarzania energii, trzeba odpowiedzieć, że tego się pogodzić nie da.
- Nie było dotychczas takiej ingerencji ustawodawcy w konstytucję rynku energii, jaką jest ustawa Prawo energetyczne, która doprowadziłaby do tak ogromnego zamieszania z cenami energii. Nikt nic nie wie! - komentuje Leszek Juchniewicz, pierwszy prezes URE (w latach 1997-2007), obecnie główny ekonomista Pracodawców RP.
Przypomina, że Polska w roku 1991 podpisując tzw. układ europejski, czyli umowę ze Wspólnotą Europejską, zobowiązała się do stosowania zasad rynkowych w energetyce. Dopiero w 1997 r. uchwalone zostało Prawo energetyczne, które stało się ową konstytucją rynku energii.
- Od tamtej pory staraliśmy się stosować zasady rynkowe, oczywiście z odpowiednią dozą regulacji, tam gdzie ona była niezbędna. Teraz jednak mamy do czynienia z ingerencją nie tylko w ceny energii, ale także w opłaty przesyłowe - dodaje Juchniewicz.
Zwraca uwagę, że to ma wielorakie implikacje związane z rozwojem sieci energetycznych, inwestycjami w sieci przesyłowe i dystrybucyjne, co się z kolei przerzuca na bezpieczeństwo energetyczne i niezawodność dostaw energii.
KOMENTARZE (4)
Do artykułu: Rynek prądu w zamrażarce. Takiej ingerencji jeszcze nie było