Taksówkarze z Barcelony rozpoczęli w piątek strajk w centrum stolicy Katalonii przeciwko, ich zdaniem, uprzywilejowanej pozycji tanich platform taksówkarskich, takich jak Uber i Cabify.
Jak poinformował komitet strajkowy, rozpoczęta w piątek akcja będzie prowadzona do skutku. Organizatorzy protestu spodziewają się, że podobnie jak to miało miejsce latem ub.r., do akcji przyłączą się w geście solidarności także taksówkarze z innych regionów Hiszpanii.
Głównym powodem strajku jest przyjęty w piątek rano przez kataloński rząd dekret, który precyzuje warunki, na jakich w tym regionie Hiszpanii mogą funkcjonować tanie platformy taksówkarskie.
Nowe przepisy przewidują m.in., że okres pomiędzy zamówieniem przez klienta taniej usługi, a rozpoczęciem kursu nie może być krótszy niż 15 minut. Katalońscy taksówkarze domagają się tymczasem, aby realizacja kursów z tanich platform możliwa było dopiero po 12 godzinach od złożenia zamówienia.
Według Damii Calvet, odpowiedzialnej za sprawy terytorialne w rządzie Katalonii, ukłonem w stronę korporacji taksówkarskich jest zapis dekretu, nakazujący kierowcom tanich platform wracać do swoich baz na obowiązkowy postój po każdym kursie.
Wieczorem władze przedstawicielstwa spółki Cabify w Hiszpanii uznały, że dekret katalońskiego rządu "grozi ograniczeniem decyzji obywateli" co do swobodnego wyboru formy podróżowania, a także zagraża bezpieczeństwu komunikacyjnemu w Barcelonie.
Zdaniem organizatorów piątkowego protestu akcja ta jest niejako kontynuacją sześciodniowego strajku taksówkarzy, który sparaliżował Hiszpanię na przełomie lipca i sierpnia 2018 r. Żądając ograniczenia nieuczciwej ich zdaniem konkurencji, zablokowali oni wówczas swoimi pojazdami główne ulice hiszpańskich miast.
Ostatecznie, pod presją strajkujących, rząd Pedro Sancheza zgodził się 2 sierpnia na wprowadzenie od września zasady, że na każdą licencję na usługi przewożenia osób dla tanich platform przypadnie 30 licencji dla tradycyjnych taksówkarzy.