Przygotowana przez Mariusza Kamińskiego ustawa o jawności życia publicznego, w imię wzmocnienia kontroli i monitoringu sposobu zarządzania najważniejszymi spółkami skarbu państwa, może boleśnie dotknąć biznesmenów, którzy zdecydowali się na interesy z państwem. Przykład? Janusz Filipiak.
Jak wyjaśnia "PB", zapis ten ma przede wszystkim mieć wpływ na menedżerów dużych firm, w których państwo ma między 10 a 50 proc. akcji czy udziałów, tak aby np. nie mieli możliwości pobierania dwóch czy trzech pensji w ramach jednej grupy kapitałowej. Cytowani przez dziennik prawnicy zwracają jednak uwagę, że takie rozwiązanie uderzy rykoszetem w profesjonalnych menedżerów z prywatnego biznesu.
"PB" wyllicza, że status „spółki zobowiązanej” uzyska kilkaset firm, a ich menedżerowie i często większościowi udziałowcy m.in. nie będą mogli prowadzić działalności gospodarczej, zasiadać w zarządach i radach nadzorczych innych firm, a nawet fundacji czy stowarzyszeń prowadzących działalność gospodarczą. Obejmie ich też zakaz posiadania więcej niż 10 proc. akcji lub udziałów w innych spółkach czy wykonywania na ich rzecz jakichkolwiek odpłatnych zajęć.
By zilustrować skalę zjawiska, "PB" przytacza przykład Janusza Filipiaka szefa i największego akcjonariusza giełdowego Comarchu, którego również może dotknąć ustawa, gdyż jest prezesem sportowej spółki MKS „Cracovia”, zarządzającej ekstraklasowym klubem piłki nożnej o tej samej nazwie. A w nim pakiet 33,6 proc. akcji ma miasto Kraków.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Ustawa o jawności może uderzyć też w wielki biznes